Historia duchowej adopcji dziecka poczętego
Natalka śpi, a ja słucham jak spokojnie i równo oddycha. Tyle lat czekałam na to, żeby utulić do snu swoje dziecko, żeby je pogłaskać, posadzić na kolanach. Razem z mężem marzyliśmy i walczyliśmy usilnie i długo o to, żeby zostać rodzicami. Ale ciągle bez skutku. Nasza rodzina była ciągle niepełna.
Było we mnie dużo żalu i buntu. Macierzyństwo było dla mnie tak ważne, najważniejsze. Dlaczego mam dźwigać tak ciężki krzyż? Jako lekarz pediatra, a później neonatolog, którego wzywano do porodów wysokiego ryzyka, byłam tyle razy świadkiem nowo rodzącego się życia. Piękne to doświadczenie – widzieć rodziców, którzy tulą do siebie ich nowo narodzone dziecko, całują i płaczą ze szczęścia. Ja często wychodziłam z sali porodowej też płacząc… z żalu, że taka radość nigdy nie będzie moim udziałem.
Minęły lata zanim podjęliśmy decyzję o adopcji. Mieszkaliśmy już wtedy w USA, w Arizonie. Adopcja naszej pierwszej córeczki była procesem z wielu powodów trudnym. Ale po wielu tygodniach modlitwy, po moim osobistym doświadczeniu nawrócenia, po 12-letnim oczekiwaniu, udało się.
Duchowej adopcji dziecka poczętego po raz pierwszy podjęłam się z wdzięczności. Wdzięczności za dar macierzyństwa, ale też wdzięczności za biologiczną mamę naszej córki. Bo gdyby Doreen dokonała innego wyboru, gdyby nie wybrała ŻYCIA, ja też nie byłabym mamą.
Zaczęłam modlitwę za poczęte i jeszcze nienarodzone życie. Obliczyłam sobie datę porodu adoptowanego duchowo dzidziusia. Modliłam się za dziewczynkę, nadałam jej nawet imię. Codzienny różaniec przez 9 miesięcy… Jeszcze nigdy wcześniej ani nigdy później w taki sposób nie odmawiałam różańca. Byłam tak zaangażowana w każde ,,Zdrowaś Maryjo’’, każdą modlitwę wypowiadałam z serca. Wydawało mi się, że utworzyłam jakąś niewytłumaczalną więź z mamą, która pod sercem nosiła moje adoptowane duchowo dziecko.
Duchową adopcję zakończyłam 30 listopada adoracją Pana Jezusa. Wychodząc z kaplicy poczułam niesamowity pokój. Po prostu wiedziałam że wszystko zakończyło sie dobrze. Dzidziuś urodził się zdrowy, z mamą też jest wszystko w porządku.
Tej samej nocy odebrałam telefon ze szpitala, z porodówki. Powiedziano mi, że młoda kobieta jest w ciąży i rodzi. Nie może wychować swojego dziecka i chce je oddać do adopcji. Czy nie byłabyś zainteresowana? – padło pytanie… Trudno mi było uwierzyć w przebieg wydarzeń.
Natalka urodziła się nad ranem. Następny telefon ze szpitala. Była to tym razem biologiczna mama naszej drugiej córki. Powiedziała wtedy zdanie, którego nie zapomnę do końca życia: „mam kogoś dla Ciebie”. Natalkę przywieźliśmy do domu po dwóch dniach. Głęboko wierzę, że przez te 9 miesięcy głębokiej modlitwy różańcowej, modliłam się o życie i zdrowie swojej własnej córki.
Potem były następne duchowe adopcje i modlitwy pod klinikami aborcyjnymi. Doświadczyłam świadectw wielu osób, które podchodziły do modlących się grup i opowiadały historie swojego życia. Były wśród tych osób kobiety, które chciały dokonać aborcji, a krótka rozmowa, obecność i modlitwa pro-liferów zmieniła ich decyzje. Były osoby przypadkowe, które widząc modlące się grupy, zatrzymywały się na krótko żeby wyznać: „dzięki Waszej obecności i modlitwie żyję’’ albo „dzięki Wam żyje moje dziecko”.
Duchowa adopcja jest modlitwą w intencji dziecka zagrożonego zabiciem w łonie matki. Trwa dziewięć miesięcy i polega na odmawianiu jednej tajemnicy różańcowej oraz krótkiej modlitwy w intencji dziecka i jego rodziców. Często duchową adopcję rozpoczyna się od złożenia przyrzeczenia, które jest składane uroczyście w kościele. Można jednak takie przyrzeczenie złożyć także prywatnie. Podjąć się jej mogą wszyscy – świeccy, osoby konsekrowane, mężczyźni, kobiety, ludzie w każdym wieku.
Podejmujmy się duchowych adopcji i módlmy się za poczęte i nienarodzone dzieci. Każde uratowane życie ma swoją historię.