Tu na piątym piętrze odłamki pocisków zanadto grzechotały po blaszanym dachu. Teraz harcerze. Trzeba im dać coś jeść. Idę do piekarni na ulicę Korsaka i po paru godzinach dostaję cztery małe bocheneczki chleba, niosę w worku, żeby nikt tego nie widział. Trudno z jedzeniem. Felunia Wojciechowska (PŻ) dała trochę kaszy, Jurek Mycke miał zachomikowanego królika. Uczta, jak oni jedli! Zjawia się jedna z lokatorek. Mówi, że noszę bomby…., a ci, co u mnie mają podobno strzelać przez lufciki. Obiecuje donieść, komu należy. Z kolei ja ze swej strony obiecuję zrzucić ją ze schodów i to natychmiast, jeżeli coś komu się stanie, to i ona żyć nie będzie. Ale są i dobrzy ludzie. Nadeszła Krystyna (Garwolińska-Błaszczyk pseud. „Kasia”, która u mnie „kwaterowała” od 1 sierpnia po odkomenderowaniu nas z Warszawy, bo jej mieszkanie przy ulicy Łochowskiej było na „głębszej” linii Pragi i dalej od centrum naszej działalności. Mamy z Kasią iść na działki na Waszyngtona po pomidory. Wiemy też, że w Parku Paderewskiego przed samym powstaniem kwaterowało wojsko niemieckie. Może też coś zostało do jedzenia? Niemców ani śladu. Namioty zostały. Zostały też otwarte puszki po szpinaku, nie bierzemy, może zatrute? Znalezione dwa hełmy wieszam wysoko, wśród liści, na konarach potężnego drzewa stojącego tuż koło Pomnika Paderewskiego. Może się przydadzą. Kilkanaście naboi karabinowych zawijam w chustę do nosa i niosę w ręku.
Pomidory na działkach byle jakie, już ktoś zebrał co lepsze. Wreszcie mamy cały kosz i wracamy. Pierwszy odcinek idziemy opłotkami. Najgorszy jest wiadukt i nasyp linii średnicowej. Przekraczamy go przy Jagiellońskiej. Teraz tylko Targowa. Pusto nic nie widać. Szybko. Jesteśmy już po stronie parzystej, kiedy nagle z za załomka bramy wychodzi „sztrajfa”, jak tu kiedyś nazywano patrol. „Halt hände hoh”. Niemiec łapie za kosz i wysypuje pomidory na chodnik, drugi depce buciorami, trzeci obmacuje, czy nie ma broni. Naboje zwinięte w brudnej chusteczce trzymam w dłoni wysoko nad głową. „Raus” poparte kolbą karabinu – i jesteśmy wolne. Opuszczamy ręce.
Nasi chłopcy, harcerze, postanawiają przez Jabłonnę dostać się na drugą stronę Wisły, do Puszczy Kampinoskiej. Odchodzą.
Trzeba jeszcze ewakuować rannych ze szpitalika na Ząbkowskiej (dawna prywatna klinika): Niemcy szukają powstańców, którzy kilka dni walczyli na Pradze. Jeden z nich jest bardzo ciężko ranny. Od pielęgniarki dostaje coś na wymioty. Kładziemy go na przód do rozczepionego wozu i na tym prowizorycznym wózku, na żelaznych obręczach, wieziemy z Kasią jako ciężko chorego na tyfus, gdzieś na Grochów.
Nasi lekarze stworzyli szpital na Kowelskiej, jest to ostoja powstańców i tych, co jeszcze się uchowali. Zdrowi są niby personelem, ranni ludnością cywilną. Całość szpitalem zakaźnym, bo Niemcy boją się tyfusu. Pod takim „szyldem” jest bezpieczniej. Ludzie są zdezorientowani, zastraszeni, przybici, mają swoich bliskich w Warszawie, niepewni najbliższej godziny. Trzeba ich jakoś umocnić w duchu, pocieszyć, trzeba coś zadziałać. Wydajemy z własnej inicjatywy „Wiadomości radiowe”. Całość pisze na maszynie zdobytej z Monopolu Spirytusowego – Jurek Mycke. Radia i nasłuchu nie mamy. Krystyna za to ma fantazję: „Wojska na zachodzie zdobyły Holandię, na wschodzie Armia Sowiecka zdobyła Prusy Wschodnie i jest tuż za… Bazyliką” a to wszystko to wierutne bajki. Potem idziemy na przykład na róg Radzymińskiej i Kawęczyńskiej i z klatki schodowej najwyższego piętra rzucamy te karteczki, formatu A5 na ulicę. Może ludzie pomyślą, że to z samolotu? Człowiek wierzy w to w co chce wierzyć.
Praga jest podobno ewakuowana. Według Niemców zostali tylko starcy, inwalidzi, dzieci i ludzie ….niepotrzebni. Chodzą słuchy, że tych pozostałych to się wystrzela. Ci, co ocaleli kryją się po piwnicach.
Zebrała i opracowała Małgorzata Mycke-Dominko
Na Praskim brzegu Wisły – wspomnienia Ireny Kleczyńskiej – Mycke cz. I
Na Praskim brzegu Wisły – wspomnienia Ireny Kleczyńskiej – Mycke cz. III
Zachęcamy do lektury książki p. Małgorzaty Mycke-Dominko
1 Komentarz
Pingback: Na Praskim brzegu Wisły – wspomnienia Ireny Kleczyńskiej – Mycke cz. III - Myśl Praska