W powojennej historii Warszawy Praga zajmuje miejsce szczególne, była bowiem pierwszą dzielnicą stolicy, która odczuła dobrodziejstwa „wyzwolenia” przez Armię Czerwoną.
14 września 1944 r. żołnierze sowieccy zajęli Pragę, a wraz z nimi wkroczyły jednostki NKWD i od razu sowiecki aparat bezpieczeństwa zaczął instalować swe ekspozytury. W pierwszej kolejności przejął kamienice znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie dworca Warszawa Wileńska, nad którym pieczę objęła Komendantura Etapowo-Przepustkowa. Dworzec Wileński był bardzo ważnym miejscem, strategicznym ze względu na potrzeby armii oraz wykorzystanie transportu kolejowego przy masowych akcjach represyjnych, trwających nieprzerwanie przez cały 1944 i 1945 rok.
W bezpośrednim sąsiedztwie stacji Armia Czerwona i NKWD zajęły cały szereg kolejnych budynków. Najokazalszym z nich był gmach dyrekcji generalnej PKP przy ul. Targowej 72 przekształcony w siedzibę pełnomocnika dowództwa Armii Czerwonej przy Resorcie Komunikacji gen. Rumiancewa oraz placówki NKWD nadzorującej ulokowany przy ul. Wileńskiej 2/4 Miejski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, który w piwnicach tychże budynków zorganizował podręczny areszt. W samym zaś gmachu dyrekcji kolei ulokowano wszystkie resorty Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, czyli samozwańczy rząd „nowej Polski” bacznie strzeżony przez agentów Wielkiego Brata, jako że w zasięgu wzroku znajdowały się kolejne obiekty zajmowane przez żołnierzy „sojuszniczej” armii. Wśród nich znajdował się gmach liceum im. Władysława IV, w którym znajdował się sowiecki Trybunał Wojenny. Co ciekawe, w budynku tym w roku 1945 odbywały się też zajęcia lekcyjne, a młodzież uczęszczająca do szkoły miała zakaz spoglądania choćby na teren boiska szkolnego, na którym znajdował się podręczny areszt. Okna w klasach były zamalowane, a wejścia do budynku od strony ul. Jagiellońskiej pilnowali uzbrojeni żołnierze NKWD.
Zdecydowanie najważniejszym miejscem w strukturze sowieckiego aparatu represji była kwatera główna dowództwa NKWD na Polskę znajdująca się w kamienicy przy ul. Strzeleckiej 8 (wówczas Środkowa 13). W tym oraz następnym budynku, przy ul. Strzeleckiej 10a, po wykwaterowaniu mieszkańców, piwnice zamieniono na areszt, a mieszkania na sale tortur, czyli pokoje przesłuchań. Trafiali tu schwytani przez tzw. grupę praską NKWD najważniejsi działacze podziemia niepodległościowego. Tu też podejmowano decyzje o ich dalszym losie i stąd ekspediowano ich do obozu w Rembertowie, który był głównym punktem przesyłowym do łagrów w głębi sowieckiego imperium. I tu właśnie była jedna z kwater gen. Iwana Sierowa – zastępcy ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR, a od stycznia 1945 r. pełnomocnika NKWD przy 1 Froncie Białoruskim.
Przy tej samej ulicy znajdowało się także dowództwo stanowiącego główny odwód operacyjny batalionu 2 pułku strzeleckiego, który wchodził w skład utworzonej w połowie października 1944 r. tzw. zbiorczej dywizji Wojsk Wewnętrznych. Pod numerem 10. rezydował dowódca praskiej grupy operacyjnej NKWD płk. Paweł Michajłow.
W lutym 1945 r. budynek przy Strzeleckiej 8 stał się siedzibą Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Jednakże nadzór nad nim nadal sprawowało NKWD: „[…] w sali badań, na 3-cim piętrze, urzęduje oficer rosyjski. On przeprowadza śledztwo oraz bada autentyczność dokumentów i wydaje orzeczenie co do przestępstwa” – donosi raport Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj z września 1945 r.
Inny zaś, z czerwca tegoż roku, tak opisuje to miejsce: „Budynek przy Środkowej 13 zajęty przez Władze Bezpieczeństwa. Trzymani są w nim i poddawani badaniom więźniowie. Dom jest na zewnątrz ogrodzony drutem kolczastym, na którym widnieją napisy: przechodzić na drugą stronę. Wieczorem budynek oświetlają cztery silne reflektory oraz strzegą wzmocnione straże zewnętrzne.
Mieszkańcy sąsiednich domów opowiadają, że z budynku […] dochodzą stałe jęki, a nawet podobno odgłosy salw, związanych z wykonaniem wyroków śmierci. Jest w każdym razie faktem, że w piwnicach budynku umierają ludzie na skutek bicia […] przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa”.
Kolejny z meldunków tak opisuje metody śledztwa: „Przy postępowaniu poszlakowym metodą NKWD jest łagodne badanie, prowadzące do wytworzenia fikcyjnego alibi, z którym kontroluje się posiadane wiadomości. Zaskoczenie plus bicie powoduje częste załamanie się aresztowanych. Nocne badania. Bicie, torturowanie. […] w W-wie, ul. Strzelecka i we Włochach stwierdzono stosowanie „śruby skroni” (ściskanie głowy), powolne zrywanie paznokci, „kajdanki amerykańskie” powodujące silny napływ krwi do dłoni, w następstwie czego pęka skóra i krew wytryska z pod paznokci. Zemdlonych cuci się zastrzykami morfiny. Przed torturami robi się zastrzyki wzmacniające. Ściśle jest przestrzegane orzeczenie referenta, czy można dopuścić do śmierci więźnia”.
Piwnice na Strzeleckiej dziwnym zrządzeniem losu ocalały i krzyczą dziesiątkami napisów wyrytych na ścianach więziennych cel. Krzyczą jak pamięć więźniów tego nieludzkiego miejsca. „Na Strzeleckiej zostałem osadzony w celi zatrzymanych, w której przebywało razem 27 osób. W tejże celi siedzą razem mężczyźni i kobiety. Warunki są straszne. Aresztowani śpią na gołej podłodze pokotem. Brak jest kubłów, wszystkie potrzeby fizjologiczne są spełniane w celi na podłogę. […] Warunki wyżywienia: rano – kawa gorzka i ¼ kg chleba na dzień. Na obiad zupa, niczym nieróżniąca się od kawy. Taka sama zupa na kolację bez tłuszczu. Naczynia, w których są dostarczane potrawy do cel więziennych są strasznie brudne, a kotły są zanieczyszczone brudem i rdzą. Z 18 na 19 [sierpnia 1945 r.] w nocy na 3-cim piętrze […] odbywało się bicie więźniów. Było słychać głosy wprost zwierzęce przez jakieś dwie godziny. […] 19-tego przywieźli aresztowanych z powiatu garwolińskiego – młode dziewczęta i starsze kobiety, podejrzane o przynależność do AK. Wszystkie je osadzono w lochach. W dniu 21.08. rano […] widziałem na podwórzu leżącego więźnia, obok niego siedzącą niewiastę dotkliwie pobitą, zaś więzień ten dostał 46 kul, nogi od tułowia w dół wprost jedno sito. Został postrzelony ciężko przy aresztowaniu. Więzienie jest przepełnione. Więźniowie leżą na korytarzach”.
Poza Strzelecką kolejnym miejscem silnie identyfikowanym z sowieckim aparatem przemocy są koszary dawnego 36 p.p. Legii Akademickiej przy ul. 11 Listopada, które zamieniono na więzienie karno-śledcze, potocznie zwane „Toledo”. Do czasu zajęcia przez Armię Czerwoną lewobrzeżnej Warszawy i uruchomieniu aresztu śledczego przy ulicy Rakowieckiej, to właśnie to miejsce cieszyło się najgorszą sławą wśród warszawiaków. Tu bowiem wykonywano wyroki śmierci.
„Egzekucje odbywały się na dziedzińcu – wspomina Krystyna Miszczak – poza budynkiem więziennym w załomie muru (widocznym na planie). Mur w tym miejscu pokryty był smołą, u góry muru wmurowana szyna do wieszania skazańców. Urządzenia te widziałam, kiedy zimą popsuła się w więzieniu kanalizacja i kazano nam wynosić nieczystości na dziedziniec. Były tam budynki gospodarcze (piekarnia, pralnia, szwalnia). Pracowali tam więźniowie kryminalni, którzy informowali nas o egzekucjach, przechodząc obok lub gestami, pokazując strzał w głowę bądź powieszenie. Egzekucje wykonywano również w karcerze. Były to dwie piwnice na dziedzińcu więzienia. W jednej z nich jedna ze ścian była pokryta smołą”.
,,W 1946 odkryliśmy – wspomina były szef pralni I-szego Praskiego Pułku Piechoty, stacjonującego w pobliżu „Toledo” – że jeżeli na wyżce strażniczej w południowo-wschodniej części więzienia zaświeci się żarówka po południu, to za chwilę będą prowadzić jednego jakiegoś więźnia z AK, jak nam na migi pokazywano przez okna więzienia. Więc kiedy żarówka zabłysła wchodziliśmy na strych pralni i przez okienko śledziliśmy takie egzekucje. Egzekucje odbywały się zawsze po południu w następujący sposób: więźnia prowadzono już na powrozie założonym na szyję i na miejscu nie zezwalano na ostatnie słowa (…). Przy wyprowadzaniu z więzienia i egzekucji asystowało 4-ch oprawców. Pewnego razu prowadzono i wieszano młodą dziewczynę, która chyba nie miała 18 lat, była łączniczką AK (…). Mogę dodać, że w tym rogu więzienia rosły wysokie ziemniaki posadzone na zakopanych ofiarach jak nam mówili więźniowie”.
Zamordowanych więźniów grzebano na terenie więzienia lub „wywożono, w drewnianych zbitych z desek skrzyniach” na Cmentarz Bródnowski i w inne nieodnalezione dotąd miejsca i ukradkiem zakopywano w dołach niepamięci.
W czerwcu 2020 roku w trakcie prowadzenia prac nadzoru archeologicznego przy przebudowie parkingu na terenie dawnego Więzienia Karno-Śledczego Warszawa III (tzw. Toledo) zespół archeologów z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN ujawnił szczątki trzech osób. Kolejne prace archeologiczne doprowadziły do odkrycia kolejnych ośmiu jam grobowych. Ułożenie odnalezionych tam szczątków było takie samo, jak w większości tajnych pochówków ofiar zbrodni komunistycznych. Zamordowani zostali bezwładnie wrzuceni do dołów śmierci i zasypani. Przy odnalezionych szczątkach znaleziono liczne artefakty, wśród nich m.in. fragmenty munduru, elementy odzieży, a także liczne polskie guziki wojskowe z orłem w koronie.
W bezpośrednim sąsiedztwie „Toledo” w budynkach przy ul. 11 Listopada 66 i 68 urzędował kolejny Trybunał Wojenny, którego ofiary rozstrzeliwano w nieistniejącym już, małym, okrągłym, murowanym pomieszczeniu.
Opowiadając o obecności sił sowieckich na Pradze trzeba także wspomnieć o jednostkach Armii Czerwonej oraz o placówkach wojennej komendy miasta. Były one zlokalizowane w kilku miejscach: przy ulicy Kawęczyńskiej 12, Otwockiej 3, Górczewskiej, Ryskiej, Inżynierskiej, Targowej, Tykocińskiej, Zamojskiego, Namysłowskiej i Jagiellońskiej. Jednostki te uczestniczyły także w akcjach represyjnych.
Kolejnym miejscem, o którym nie sposób nie wspomnieć, jest pierwsza siedziba Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Sierakowskiego 7. Był to budynek Żydowskiego Domu Akademickiego, który od września 1939 r. pełnił rolę szpitala, a wraz z zajęciem Pragi przez Armię Czerwoną został przejęty przez NKWD. Wkrótce zainstalowano tam Ministerstwo Bezpieczeństwa, a gdy w sierpniu 1945 r. przeniosło się ono do nowej siedziby na ulicę Koszykową, budynek został przejęty przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, który prowadził operacje skierowane przeciwko podziemiu politycznemu i zbrojnemu. Urząd ten, jak wszystkie inne placówki nowej władzy, potrzebował aresztu, który został zorganizowany w dawnej łaźni, tzw. mykwie. Specyficzny, półokrągły kształt budynku wymusił na twórcach więzienia przedziwny kształt cel. Przypominały one kawałki tortu „[…] były szerokości drzwi i poszerzały się dopiero od drzwi w kierunku [przeciwległej] ściany i tam były szerokie na 2-2,5 metra”.
„Weszliśmy do obszernego pomieszczenia – wspomina Andrzej Kownacki – w którym jedna ściana była wklęsła, jakby półokrągła. Śledczy przekazał mnie umundurowanemu oddziałowemu, a ten zaprowadził mnie do drzwi, otworzył je i kazał wejść. Oczywiście, była to cela, ale wchodząc zatrzymałem się na progu i wprost zdębiałem. Było to malusieńkie pomieszczenie, zupełnie wąskie, na szerokość drzwi, rozszerzające się i kończące półokrągłą niszą, gdzie było nieco szerzej. No i zobaczyłem tutaj leżących ludzi. Dwóch leżało w stronę drzwi, a trzech w stronę niszy – głowami. W ten sposób zapełniali sobą całą celę, tak że nie miałem gdzie się podziać.
Idąc do umywalni, zauważyłem uchylone drzwi, zajrzałem i zobaczyłem, że jest to pomieszczenie zupełnie puste. Dowiedziałem się wówczas od swoich współtowarzyszy, że był to […] tzw. karc. Zobaczyłem, że jest to pomieszczenie wielkości metra kwadratowego z cementową podłogą, trochę wgłębioną, podobnie jak część ścian. Jak się później dowiedziałem, było to po to, by nalać wody na podłogę i wsadzony tam człowiek musiał w niej stać”.
Miejski Urząd Bezpieczeństwa natomiast znalazł swą siedzibę w budynku dawnego internatu dla studentów Studium Teologii Prawosławnej Uniwersytetu Warszawskiego, przy ulicy Św. Cyryla i Metodego 4, zamieniając oczywiście jego piwnice w cele więzienne. Zresztą, jest to najdłużej na Pradze działający punkt związany z komunistycznym aparatem represji, bo gdy w 1950 r. UBP przeniósł się do Pałacu Mostowskich, budynek przejęła Milicja Obywatelska. Komisariat ten cieszył się złą sławą aż do upadku PRL, a warszawiacy wspominając o nim mówili: „Cyryl jak Cyryl ale te jego metody!”.
Opisane tu obiekty to tylko część znanych nam miejsc związanych z aparatem represji systemu komunistycznego na Pradze. O ilu z nich jeszcze nie wiemy? Ile z nich zostało zniszczonych? Ile zakłamanych? Jak to „[…] u podnóża nasypu torów. […] Tam najdłużej stał drewniany krzyż – opisywał niestudzony strażnik praskiej pamięci Hubert Kossowski – a troskliwe ręce sadziły wokół niego kwiaty i paliły znicze. Dla zatarcia śladów zbrodni, towarzysze z KC PZPR zlecili […] ustawienie w tym miejscu typowego pomniczka – ku pamięci 27 Polaków, rozstrzelanych przez Niemców w maju 1944 r.”.
Pamięć o tych miejscach i ludziach katowanych w ich czeluściach jest naszym obowiązkiem. Takim samym, jak pamięć o ofierze powstańców warszawskich i ochotnikach roku 1920, którzy nota bene wyruszali na front z dwóch wspomnianych tu miejsc – koszar Legii Akademickiej i liceum im. Władysława IV, tak okrutnie zbezczeszczonych przez sowieckich oprawców.