Pierwszy dzień powstania.
Już i Ząbkowska. Pierwsze strzały zastały nas na Ząbkowskiej. Krystyna niesie menażkę pod pachą. Pojedynczy strzał, brzęk w nowej menażce dziura na przestrzał. Ręka cała. Żadnego Niemca nie widać. Czy to już powstanie?
Biegiem na Nieporęcką 8. W bramie mojego domu stoi niemal przylepiony do muru powstaniec w ciemnej marynarce, pod którą ma sweter golf swetrze a na głowie granatową maciejówkę. Nie miał opaski na ręce. W ręce trzymał pistolet belgijską efemkę siódemkę. Patrzył na mur Monopolu. Poznałam go, to był znany przedwojenny aktor filmowy Jerzy Pichelski. To pierwszy powstaniec jakiego zobaczyłam. Nasi zdobywali Monopol, wewnątrz którego był chyba cały pluton Niemców z karabinami. Cały długi mur Monopolu ciągnący się wzdłuż całej nieparzystej strony ulicy Nieporęckiej obstawiał tylko jeden człowiek z małokalibrowym pistoletem. W domu „Wilka” nie ma, nie ma i harcerzy. Słychać strzały. Zaczęło się. Są już pierwsi ranni i tacy, których nie można zdjąć z ulicy. Na Ząbkowskiej naprzeciw Monopolu Spirytusowego w klinice dr. Zielińskiego jest szpitalik powstańczy, mają mało opatrunków. Idziemy więc do apteki p. Magota na rogu Jagiellońskiej i Brukowej, dostajemy trochę opatrunków i środków odkażających. Do apteki na Targowej nie możemy się dostać. Ranną w rękę łączniczkę przeprowadzamy z Jagiellońskiej na Saską Kępę.
Marna sytuacja. Praga Centralna to enklawa między torami, dwoma dworcami kolejowymi, mamy tu dawne koszary 33 pp. na ulicy 11 Listopada, siedzibę „Banszucu” na Targowej 15, koszary policji niemieckiej na Otwockiej, przyczółki mostowe z artylerią – to wszystko obsadzone przez frontowe oddziały. U nas mało karabinów, trochę zwykłych pistoletów, nieco butelek z benzyną, brak amunicji i broni. Żadnych szans. Po pięciu-sześciu dniach powstanie upada.
Nocami coraz większa łuna nad Warszawą. We dnie zachodni wiatr przenosi wysoką nad Pragą czarny dym. Tylko niedopalone kawałki papieru, zwęglone kartki książek wahadłowym ruchem spadają w dół. Słychać stłumiony odgłos strzałów z ręcznej broni. Głucho brzęczą, jak bąki, nadlatujące samoloty i zaraz potem coraz wyższy, przeraźliwy ton pikujących sztukasów. Gdy samoloty odlecą, zwykle zaczyna ryczeć „krowa” – niemiecki miotacz min.
Tam jest piekło. Tu na Pradze, za Wisłą, dalszy ciąg okupacji. Niemcy rzucili ulotki, wszyscy ludzie mają być stąd bezpiecznie przewiezieni za miasto, do Pruszkowa i Włoch. Trzeba tylko z bagażem ręcznym przyjść na Dworzec Wschodni, gdzie będą podstawione wagony. Nikt nie poszedł. Wygnano całą ludność z okolicy od Wisły do Targowej. Ulicami jeżdżą czołgi z białą trupią główką-to z dywizji „Totenkopf”. W otwartych lukach wieżyczek stoją żołnierze i strzelają do każdego, kto tylko pokaże się w oknie. Patrole penetrują ulice. Wyznaczono godzinę policyjną na czternastą.
Zaczyna się obstawianie ulic. Pierwsza Targowa i okolice. Następnego dnia Targówek. Potem Nowa Praga. Biorą mężczyzn (od 16 lat) a podobno także i młode kobiety. Mówią, że do kopania okopów. Po paru dniach wiemy, że do obozu do Zakroczymia. Ulice puste, ale całe rodziny wędrują z miejsca na miejsce przebitymi między podwórkami dziurami. Idą tam, gdzie już brali, lub tam, gdzie wydaje się bezpieczniej. W moim kwartale „branka” trwała od 11-ej do 15-ej. Przesiedziałam w piwnicy w beczce po kapuście przykryta polanami drewna.
Zjawiają się u mnie na Nieporęckiej, gdzie powstaje z czasem prawdziwa „baza” konspiracyjna praskiej grupki powstańczej harcerzy, harcerze i powstańcy prascy, młodzi chłopcy z BS-ów. Jeden ma pistolet, drugi busolę. Jest ich pięciu. Pochodzą z Warszawy, nie mają co jeść i gdzie się podziać-przechować. Trzy rodziny cywilnych uciekinierów z Targowej już sobie poszły z mojego mieszkania.
CDN.
Zebrała i opracowała Małgorzata Mycke-Dominko
Na Praskim brzegu Wisły – wspomnienia Ireny Kleczyńskiej – Mycke cz. II
Na Praskim brzegu Wisły – wspomnienia Ireny Kleczyńskiej – Mycke cz. III
Zachęcamy do lektury książki p. Małgorzaty Mycke-Dominko