Protest przeciwko dyskryminacji mniejszości Polskiej na Litwie. Pod ambasadą w stronę ulicy skierowane były dwie kamery. Na nasz widok natychmiast je usunięto. Rozpoczęliśmy krzyczenie haseł. Szybki marsz w ślad za Premierem Kubiliusem, nieustanne krzyki przez megafon, ludzie zza murów ambasady proszący, by nie przeszkadzać – to obraz wizyty szefa litewskiego rządu.
My uczestnicy protestu nie bez przyczyny myśleliśmy, że litewskie media będą chciały naszą akcję najpewniej przemilczeć, zmanipulować, zminimalizować lub zbagatelizować. Tymczasem wydaje się, że – jeżeli: po pierwsze 18 lipca wychodzący do nas z litewskiej placówki ludzie prosili, a nawet próbowali na nas wywrzeć presję z powodu tego, iż nasz krzyk sprawia, że „premiera nie słychać”, po drugie jeśli za Kubiliusem biegaliśmy w ten sposób niemal pięć godzin, po trzecie wreszcie zdarliśmy swoje gardła – nie będziemy chyba nieobiektywni, jeśli stwierdzimy, że to dość istotny aspekt jego wizyty. Premier miał pełen spokój wyłącznie wtedy, gdy wyjeżdżał i wracał z lotniska. To zresztą nie pierwsze nasze z nim spotkanie. Podczas szczytu państw Europa Środkowowschodnia – Chiny (25 kwietnia 2012r.) przywitaliśmy go spokojnie i godnie przed Zamkiem Królewskim w Warszawie. Ponieważ w sytuacji Polaków na Litwie nie tylko nic się od tego czasu nie zmieniło na lepsze, ale wręcz pogorszyło postanowiliśmy następnym razem dobitnie zademonstrować swój sprzeciw. Warto podkreślić, że program pobytu w Polsce Andriausa Kubiliusa (oprócz wiadomości, że w ogóle spotka się z premierem Tuskiem i odwiedzi litewską galerię) owiany został czymś w rodzaju tajemnicy, co raczej nie jest w takich wypadkach standardem. W internecie nie można było znaleźć żadnych godzin wizyty, a jedynie dość enigmatyczne fakty. Czyżby Pan Premier czegoś się obawiał? Chyba nie nas, nie jesteśmy agresywni.
Aleksander Szycht