Jan Stanisław Jankowski, inżynier chemik, pseud. Doktor, Jan, Klonowski, Sobolewski, Soból urodził się 6 maja 1882 w Krassowie Wielkim w pow. Wysokie Mazowieckie. Był synem Józefa (właściciela ziemskiego) i Julianny z Olędzkich. Absolwent gimnazjum filologicznego w Piotrkowie Trybunalskim. Studiował na wydziale Fizyko-Matematycznym Uniwersytetu Warszawskiego, potem na Wydziale Chemii Politechniki Warszawskiej. W 1906 wstąpił do Wyższej Szkoły Technicznej w Pradze, którą ukończył w 1908. W latach 1909–1913 asystent w katedrze chemii rolnej Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nasz zapomniany bohater współtworzył odzyskanie niepodległości.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę pracował w Ministerstwie Rolnictwa i Dóbr Państwowych oraz Głównym Urzędzie Ziemskim w latach 1919–1921. Był współzałożycielem Narodowej Partii Robotniczej (NPR) i prezesem jej Głównego Komitetu Wykonawczego w latach 1920–1923. Następnie, do roku 1933 piastował funkcję wiceprezesa i sekretarza GKW NPR. W 1921 był ministrem pracy i opieki społecznej w rządzie Wincentego Witosa (pierwszy rząd Wincentego Witosa), a następnie powrócił do pracy w Ministerstwie Rolnictwa i Dóbr Państwowych. W 1925 został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, po czym w 1926 kierował tym resortem pod koniec rządów Aleksandra Skrzyńskiego (rząd Aleksandra Skrzyńskiego) i Wincentego Witosa (trzeci rząd Wincentego Witosa). Po zamachu majowym złożył rezygnację i pracował w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Był wiceprezesem Zjednoczenia Zawodowego Polskiego (1926– 1936). Z ramienia NPR był posłem na Sejm w latach 1928–1935, a w latach 1927–1934 radnym Warszawy. W 1935 wystąpił z NPR i w roku 1937 został członkiem Stronnictwa Pracy.
W trakcie okupacji włączył się w działalność podziemia.
Po wybuchu wojny, działał początkowo w instytucjach opieki społecznej. W 1941 objął urząd dyrektora Departamentu Pracy i Opieki Społecznej Delegatury Rządu RP na Kraj. Pod koniec 1942 został zastępcą Delegata Rządu RP na Kraj. Od 1944 był wicepremierem, kierującym Krajową Radą Ministrów. Zatwierdził decyzję rozpoczęcia powstania w Warszawie. Obowiązki Delegata Rządu objął po aresztowaniu prof. Jana Piekałkiewicza przez Gestapo. Początkowo polityk, do którego należał głos przeważający w kwestii rozpoczęcia powstania, wahał się nad głosowaniem za rozpoczęciem akcji. – On uważał, że powstanie w Warszawie byłoby zbyt ryzykowne, że nie można skoncentrować sił niemieckich w jednym miejscu, bo nas zgniotą – wspominał odbytą w lipcu 1944 rozmowę z Jankowskim Tadeusz Chciuk-Celt, żołnierz AK, cichociemny. Jednak wspólnie z gen. Tadeuszem Borem-Komorowskim zdecydowali, że powstanie powinno wybuchnąć. „My tu nie mamy wyboru. „Burza” nie jest w Warszawie czymś odosobnionym, to jest ogniwo łańcucha, który zaczął się we wrześniu 1939 r. Walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy, czy nie. Za dzień, dwa lub trzy Warszawa będzie na pierwszej linii frontu (…) Trudno sobie wyobrazić, że nasza (…) młodzież, którą myśmy szkolili od lat (…) daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom bez oporu wywieźć do Rzeszy? Jeżeli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie wtedy oczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi.” Kilka Miesięcy po upadku Powstania Warszawskiego 25 marca zapadła formalna decyzja o podjęciu rozmów z Rosjanami. Gen. Okulicki, znający doskonale metody działania NKWD, był w dalszym ciągu przeciwny podejmowaniu kontaktów z Sowietami w formie bezpośrednich spotkań, pomimo to pod wpływem usilnych sugestii zdecydował się na wzięcie w nich udziału. Zarówno Jankowski, jak i Leopold Okulicki podejrzewali, że to może być podstęp, ale jednak uważali, że sytuacja jest tego rodzaju, że nie mogą odmówić Sowietom tego spotkania, że jeśli odmówią, to Sowieci ogłoszą aliantom i całemu światu:’’my wyciągamy rękę do polskiego podziemia, a oni tę rękę odrzucaj’’ – wspominał Stefan Korboński na antenie Radia Wolna Europa.
Zamiast Londynu Łubianka
Rozmowy odbywały się w Pruszkowskiej willi na ulicy Pęcickiej. Oprócz Jankowskiego, Pajdaka i Pużaka na spotkanie przybył również gen. Okulicki. Pajdak po jakimś czasie opuścił budynek, uszczęśliwiony przyjazną i twórczą atmosferą rozmów. Po obiedzie płk Pimienow oznajmił, że spotkanie z gen. Iwanowem będzie kontynuowane w innym miejscu. Nikt z obecnych na spotkaniu Polaków nie zdawał sobie wówczas sprawy, że tajemniczy przedstawiciel sowieckiego dowództwa kryjący się pod tym nawiskiem to nikt inny jak generał NKWD Iwan Sierow, prawa ręka Berii i główny organizator antypolskich represji w 1940 r. Jankowski i Pużak zaproszeni zostali do samochodu, którym przez podwarszawskie Włochy zawieziono ich na warszawską Pragę, gdzie doszło do spotkania z Iwanowem, gen. Okulicki pojechał innym autem. Przybyłym Jankowskiemu i Pużakowi Iwanow oznamił, że dalsze rozmowy kontynuowane będą w Moskwie. W Moskwie miał być również oddany Polakom do dyspozycji samolot mający ich zawieźć do Londynu. Podróż polskiej delegacji zakończyła się jednak w Moskwie w wewnętrznym więzieniu NKWD na Łubiance. W sowieckich więzieniach oprócz wspomnianych osób znalazło się również13 innych przedstawicieli władz podziemnej Polski, którzy w identyczny podstępny sposób zwabieni zostali do pruszkowskiej willi 28 marca. Rezultatem niemal trzymiesięcznego śledztwa i idących za nim przesłuchań był akt oskarżenia, w którym zarzucono podsądnym organizowanie i przewodzenie dywersji na tyłach Armii Czerwonej, szpiegostwo oraz przygotowywanie wspólnie z Niemcami wystąpienia zbrojnego przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Oskarżenie było absurdalne, nie do pomyślenia w cywilizowanym świecie – oto obce mocarstwo sądziło przedstawicieli władzy innego państwa za rzekome przestępstwa popełnione na terytorium tego ostatniego. Najwyższe kary zasądzono gen. Okulickiemu – 10 lat więzienia i premierowi Jankowskiemu – osiem. Wyroki pozostałych więźniów były znacznie niższe. Zarówno Jankowski, jak i Okulicki do ojczyzny już nie powrócili. Obaj najprawdopodobniej zostali zamordowani przez Sowietów w trakcie odbywania kary. Podczas trwania moskiewskiego procesu, kilka przecznic od budynku, w którym się on odbywał, były premier Polskiego Rządu na Uchodźstwie, ludowiec Stanisław Mikołajczyk, prowadził negocjacje z delegacją ustanowionego przez Sowietów komunistycznego rządu Edwarda Osóbki-Morawskiego. Mikołajczyk negocjował swój udział w mającym się sformować tzw. Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej.
Porozumienie nastąpiło w dniu odczytania wyroków polskim skazańcom.
Mikołajczyk uzyskał trzy z 21 tek ministerialnych. Jak wynika z rosyjskich dokumentów, Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski odsiadywał wyrok przynajmniej w trzech sowieckich więzieniach. Ostatnim z nich, w którym według sowieckich dokumentów zmarł na niewydolność krążenia, było więzienie we Włodzimierzu nad Klaźmą. Tam też został pochowany na miejscowym cmentarzu w zbiorowej mogile. W momencie aresztowania premier Jankowski miał 63 lata i był człowiekiem schorowanym. Lata, jakie spędził w konspiracji, niewątpliwie negatywnie wpłynęły na jego zdrowie. Z niektórych relacji wiemy, że już podczas Powstania Warszawskiego poważnie niedomagał. Żona premiera, pani Helena Jankowska, po wojnie zamieszkała w ich przedwojennym domu przy ulicy Raszyńskiej 52. Część pomieszczeń z konieczności sprzedała, pozostawiając dla siebie kilka pokoi. Utrzymywała się z dawania korepetycji. Jak dziś relacjonuje członek rodziny Jankowskich Tomasz Lach, panią Helenę wspomagali również przyjaciele z zagranicy. Latem 1949 r. miał miejsce znamienny wypadek. Na kilka miesięcy przed zakończeniem odbywania kary powrócił do Polski Adam Bień, od 1943 r. zastępca Delegata Rządu na Kraj. Pani Helena prosiła o jakiekolwiek wiadomości o losach męża. Były minister rządu Jankowskiego kategorycznie odmówił spotkania. Rozgoryczenie i rozpacz pani Heleny nie miała granic. Z relacji Tomasza Lacha wiemy również, że niemal do końca życia wierzyła w powrót męża. O jego śmierci poinformował ją w lipcu 1956 r. Polski Czerwony Krzyż, jednakże – jak podaje znany historyk Dariusz Baliszewski – kilka tygodni później Ministerstwo Spraw Zagranicznych PRL zawiadomiło Helenę Jankowską, że poleciło swej moskiewskiej ambasadzie zajęcie się repatriacją Jana Stanisława Jankowskiego. Sowieckie dokumenty, jakie w 1991 r. za sprawą wspomnianego historyka przekazane zostały jego rodzinie, wykazują datę śmierci 13 marca 1953 r. Natomiast na jednej z zachowanych po więźniu fotografii widnieje zapisana jego ręką notatka z 28 marca 1953 r., co jednoznacznie sugeruje, że oficjalna data śmierci podana przez Rosjan mija się z prawdą. Strona rosyjska w 1991 r. zwróciła rodzinie kilka listów od żony i jeden niewysłany list więźnia do pani Heleny Jankowskiej. Nie oddano natomiast kilku przedmiotów osobistych, w tym najcenniejszej pamiątki, jaką była ślubna obrączka Jankowskiego z wygrawerowaną łacińską inskrypcją „Ubi tu, Gaius…” („Gdzie ty Gajusie”). Z archiwów radia Wolna Europa wynika, że Jankowski razem z pozostałymi przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego wywieziono go do Moskwy, gdzie był sądzony w tzw. „procesie szesnastu”. Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w sowieckim więzieniu w przededniu zakończenia wojny w marcu 1953 r. Ale notatka z 28 marca z pewnością nie daje nam spokoju i sumienie patrioty pyta. Dlaczego nie możemy znać miejsca i daty pochówku ??? Staraniem znanego historyka Dariusza Baliszewskiego oraz rodziny, przy wsparciu polskiej dyplomacji, w 1991 r. odsłonięto na włodzimierskim cmentarzu tablicę pamiątkową poświęconą premierowi Jankowskiemu.