Z doktorem teologii Bawerem Aondo – Akaa rozmawiał Wojciech Baran.
Wojciech Baran: Zanim przejdziemy do pytań bezpośrednio związanych z wywiadem, chciałem się zapytać o to, jak Ci upłynęły ostatnie święta? [kontekst: wtorek po świętach, zakaz przemieszczania się w czasie pandemii – przyp. autora]
dr Bawer Aondo – Akaa: Ja z moją przepiękną żoną chodzimy na Triduum Paschalne niemal zawsze do oo. dominikanów w Krakowie. No i teraz po prostu łączyliśmy się poprzez internetowe media. Ale oczywiście w sensie fizycznym, spędziliśmy te święta sami w naszym domu. Natomiast każdego dnia Świąt Zmartwychwstania Pana Jezusa Chrystusa – Świąt Wielkanocnych, łączyliśmy się telefonicznie z rodziną i przyjaciółmi, z życzeniami.
Na początku chciałem Cię zapytać jako osobę, która, z tego co wiem, jest bardzo aktywna – czym się obecnie zajmujesz na co dzień?
Ja mam obecnie dwie prace jednocześnie. Pracuję w Klubie Jagiellońskim, tam jestem zastępcą redaktora naczelnego takiego dwumiesięcznika opiniotwórczego ,,Pressje’’. Czasami, a w zasadzie bardzo, bardzo rzadko prowadzę tam wykłady i poza tym, pracuję edytorsko.
Drugim miejscem jest Fundacja Pro – Prawo do Życia, gdzie angażuję się jako jeden z koordynatorów w prowadzenie kampanii bilboardowej antyaborcyjnej.
WB: Czy mógłbyś mi powiedzieć trochę więcej o wykładach. Czego dotyczą?
BAA: Nie wykładam tam regularnie, ale niezmiernie rzadko, bardziej prowadzę dyskusje i biorę udział czynny oraz bierny w debatach dotyczących zasad Katolickiej Nauki Społecznej. Jeden z wykładów okolicznościowych przeprowawadziłem z moim przyjacielem, odbył się 10 listopada około 2017 roku, dla uczczenia obchodów święta Odzyskania Niepodległości naszej Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej. Często jak jestem zaproszony, to też do tego, aby powiedzieć o mojej działalności politycznej czy prospołecznej albo o zaangażowaniu w Klub Jagielloński. To jest też taka nieformalna promocja dla Klubu.
WB: A która z tych aktywności jest dla Ciebie najważniejsza?
BAA: Dla mnie subiektywnie jest to działalność Fundacji Pro – Prawo do Życia, ponieważ jest bardziej fundamentalna, co do idei – to znaczy o godność człowieka jako takiego. Mam na myśli walkę o życie każdego człowieka nienarodzonego, walkę z obrzydliwą aborcją.
Następnie, działalność patriotyczna w Klubie Jagiellońskim, który szerzy ideę patriotyzmu wśród młodzieży i studentów.
A które zadania, jakie wykonujesz w pracy, przynoszą Ci największą radość?
Bardzo lubię robić rzeczy, których nikt inny nie chce robić, a ja się nimi zajmuję. Przede wszystkim, dlatego, bo czuję się potrzebny, i że moja niepełnosprawność nie jest mi w ogóle przeszkodą.
Na przykład w Fundacji nie było osób dysponujących czasem, aby zajmować się sprawami sądowymi związanymi z antyaborcyjnymi bilboardami. Środowiska lewicowe, neobolszewickie, sympatyzujące z neobolszewicką Partią Razem oraz postkomunistycznie ideologicznie genderowe; lesbian, gay, bisexual, transsexual, intersexual, queer „+” ,LGBTIQ+ , sprzyjających Nowej Lewicy oraz tak zwanemu Strajkowi Kobiet, zgłaszają te banery na policję, która przekazuje sprawy momentalnie do sądu – przykładowo w Zakopanem, w którym jedna osoba notorycznie donosi do sądu, na mnie jako, że jestem jednym z koordynatorów Fundacji Pro – Prawo do Życia, w kampanii bilboardowej antyaborcyjnej.
Byłem też w Fundacji koordynatorem na Górny Śląsk. Jeden z moich szefów w Fundacji mówił, że moja niepełnosprawność nie będzie przeszkodą, że będzie to nawet atut. Nawet to, że sam wielu rzeczy nie zrobię, bo poszczególne komórki Fundacji będą musiały się bardziej samodzielnie organizować, trzymać banery, głośniki i tak dalej. Jednak ostatecznie to się nie powiodło, ponieważ myślę, że lider takiej komórki musi być mobilny. Musi być bardziej sprawny niż ja. Inaczej byłoby gdybym miał obie ręce sprawne i umiał się poruszać na wózku aktywnym. Wtedy fizycznie bym sobie poradził.
W języku chińskim podoba mi się to, że słowo „kryzys” ma jednocześnie znaczenie „szansa”. I tak też podeszłem do tego, że nie poradziłem sobie z tą rolą, miałem nowy wolny czas i zastanawiałem się, co mógłbym z nim zrobić. Później dostałem propozycję, aby zostać jednym z koordynatorów Fundacji, zajmującym się kampanią bilboardową.
WB: Zacząłeś mówić Bawer też o swojej motywacji do pracy. Co dla Ciebie jest największym motywatorem do jej podejmowania?
BAA: Z racji tego, że jestem doktorem Świętej Teologii Katolickiej, to mam obowiązki, takie jak m.in. dążenie do prawdy i dlatego nie mogę być nudziarzem. Prawie każdy pełnosprawny człowiek pracuje, i dla mnie, taka ludzka uczciwość wiąże się z tym, że jeśli mogę pracować, to czemu miałbym tego nie robić? Skoro Ty możesz pracować, moja prześliczna żona może pracować, dlaczego ja tego nie mogę? Mam w sobie takie myślenie od dziecka, a na pewno od liceum: skoro ktoś może, to dlaczego ja nie mogę?
Pamiętam jak miałem 18 lat, chciałem podjąć pracę, jednakże z powodu demotywującego oraz demoralizującego systemu świadczeń socjalnych, nie podjąłem pracy. Osoba z niepełnosprawnościami pracując zarobkowo, de facto wtedy traciła świadczenia. W tym momencie, w dużej części już tak nie jest. Osoba z niepełnosprawnością może zarobkowo pracować do pewnej kwoty wynagrodzenia, jeśli zaś pewien poziom wynagrodzenia, przekroczy, wtedy świadczenia są odbierane. Myślę, że jest to nadal wysoce demoralizujący system, ale o wiele bardziej w tej sprawie roztropniejszy.
Zawsze byłem o rok do tyłu (wydłużony etap edukacji), odnośnie moich rówieśników, jeśli chodzi o uczęszczanie do jednej klasy, bo chodziłem najpierw do szkoły specjalnej. Używając terminów medycznych, uściślijmy, że ja jestem niepełnosprawny od urodzenia. Urodziłem się, kiedy moja świętej pamieci mama, była w stanie błogosławionym ze mną w siódmym miesiącu – urodziłem się jako wcześniak. Lekarze nie zauważyli u mnie objawów żółtaczki, z tego, co ja wiem, z powodu mojego koloru skóry. I wdało się bakteryjne zapalenie opon mózgowych, stąd takie a nie inne powikłania mojej niepełnosprawności. Stąd ja nie jestem chory już, tylko to są powikłania pochorobowe.
Chodziłem do szkoły specjalnej na ulicy Dygasińskiego 25 w Krakowie. Teraz sądzę, że to było prawdziwe błogosławieństwo. Były tam przygotowane panie padegog, logopedki, rehabilitanci, do tego oczywiście lekcje historii, polskiego, język angielski. Pamiętam 5-osobowe klasy. Oczywiście, były też minusy takiej edukacji, na przykład takie, że środowisko było „zbyt przychylne”. Zbyt przychylne środowisko też jest czasem niedobre.
WB: Masz na myśli to, że nie pozwalali się Wam zmierzyć z jakimiś trudnościami o własnych siłach?
BAA: Tak, ale nie tyle dlatego, że nie chcieli, ale dlatego, że nie mieli możliwości. Były tam osoby o bardzo różnych formach niepełnosprawności, także sprzężonej (czyli ruchowa i intelektualna) i różnego stopnia. Ale nie będę może robił wykładu z pedagogiki specjalnej, bo nie jestem znawcą w tym temacie. Chodzi o to, że to było przychylne, ale również zamknięte, hermetyczne środowisko, które nie pozwala Ci się zmierzyć z wieloma problemami.
WB: Jak więc do tego doszło, że z tego hermetycznego środowiska wyszedłeś?
BAA: W szkole specjalnej była pani dyrektor Maria Orkisz, którą bardzo serdecznie pozdrawiam. Zauważyła ona, że ja jako młody, dorastający chłopak jestem też sprawny intelektualnie. Wrzuciła mnie na głębokie wody. Zacząłem więc chodzić na pół dnia do szkoły integracyjnej przy ul. Żabiej, bodajże na Nowym Bieżanowie. A na drugą połowę dnia, wracałem do szkoły specjalnej. Tam się już konfrontowałem z innym światem.
WB: Od początku wiedziałeś, że pójdziesz na studia?
BBA: Tak, od 7. roku życia chciałem być teologiem.
WB: A które z tych zadań, które obecnie wykonujesz zawodowo są dla Ciebie najtrudniejsze?
BAA: Najtrudniejsze jest to, że nie mam asystenta, że nie przysługuje mi asystent. Bo na poziomie głowy sobie radzę, głową jestem w stanie nawet pojechać do Hong-Kongu [śmiech]. Nie mam jakby z tym problemu na poziomie intelektualnym – mogę robić wszystko, ale potrzebuję do tego drugiej osoby. Nie do wszystkiego, ale problemem jest stricte logistyka. Na przykład, żeby ktoś zawiózł mnie do sądu do Zakopanego. Niekiedy muszę wykonać 15 telefonów, żeby znaleźć chętnego człowieka, aby pomógł mi wolontaryjnie. To jest loteria, bo czasem wystarczy jeden telefon i dana osoba jest w stanie mi pomóc. I oczywiście dzwonię do mężczyzn, ponieważ potrzebuję pomocy w czynnościach dnia codziennego.
Ktoś mógłby powiedzieć, no to czemu mi takiej pomocy nie zapewnia pracodawca? Odpowiedź jest taka, że musiałby tego człowieka (asystenta) zatrudnić. No, a już to ze względów czysto finansowych jest po prostu nieosiągnalne, ani dla Klubu Jagiellońskiego, ani dla Fundacji.
WB: A jeśli chodzi o taką pracę, którą możesz wykonywać zdalnie? Na przykład praca z komputerem?
BAA: Piszę na komputerze jednym palcem. Wykorzystuję też telefon, tutaj nie mam takiego problemu. Na pewno przydają się programy, które potrafią odczytywać głos i przelewać mowę mówioną od razu na papier. Ale to też jest problematyczne, korzystałem z takiego programu, ale i tak nadal musiałem poprawiać teksty. Bo też język mówiony różni się od pisanego. Nawet dyktując coś, nadal potrzebowałem to poprawiać. Dlatego wolę do kogoś zadzwonić, kto mi w tym pomoże wolontaryjnie, bo jest moim kolegą i ja mu to przedyktuję, a on to zapisze.
WB: Jakie inne technologie pomagają Ci w życiu codziennym albo pracy?
BAA: W życiu pomaga mi na pewno podnośnik, który dźwiga do 130 kilogramów, dzięki Panu Bogu jeszcze tyle nie ważę. Bardzo ważny jest dla mnie wózek, ponieważ to są moje ,,nogi”. Wózek musi być wygodny i wytrzymały, bo bez niego nie mógłbym się poruszać, a także pracować.
WB: Czy są jeszcze inne rozwiązania, sprzęty, które mogłyby Ci jakoś pomóc? Czy szukasz takich?
BAA: Powiem tak, już nie szukam. Oczywiście, mówię subiektywnie, bo każda niepełnosprawność jest sobie nierówna. Ja osobiście, potrzebowałbym po prostu asystenta osobistego. Mógłbym nawet kogoś takiego zatrudnić. Nawet za pieniądze było mi jednak ciężko znaleźć takiego asystenta.
WB: Dlaczego?
BAA: Ponieważ ludzie próbowali mnie wyręczać i decydować w najprostszych niekiedy czynnościach. Asystent osobisty człowieka z niepełnosprawnościami nie może wchodzić w rolę ojca czy matki osoby, której pomaga. Powinien być po prostu jego asystentem.
Różni ludzie próbowali decydować za mnie, co mam zjeść i kiedy oraz ustalali za mnie priorytety zawodowe. Oczywiście zdaję sobię sprawę z tego, że oni próbowali mi pomóc, z tym że większość osób z niepełnosprawnością może sama o sobie stanowić.
WB: Czyli jak rozumiem taki potencjalny asystent, zamiast pomagać fizycznie, jeszcze Cię jakby chciał ubezwłasnowolnić.
BAA: Inną sprawą były kłótnie pod kątem ideowym. Na przykład, gdy mężczyzna pracujący jako mój asystent próbował wejść w rolę mojego pracodawcy, czy wręcz kłócił się ze mną o rzeczy, które wykonuję w pracy. Tak w ogóle, to ja nie traktuję mojej pracy jako pracy.
WB: A jak?
BAA: Wyróżniam jej różne aspekty takie jak, obowiązek, pasja i talenty.
WB: Czyli mówiąc inaczej, praca daje Ci inne korzyści niż wyłącznie zarobkowe…
BAA: Tak. Ja naprawdę dziękuję Panu Bogu Trójjedynemu, że jak coś robię, to nie muszę tego robić zarobkowo. Jakbym nie miał pensji, też bym to robił. Jestem szczęśliwy i wiem, że to co robię, przynosi innym profity. Rozwijam swoje talenty, mam czas na odpoczynek. W mojej pracy zawsze mogę się rozwijać i nie jestem blokowany przez nikogo. Mój pracodawca pozwala mi też na moją własną inwencję. Od moich pracodawców dostaję komunikat: „Spróbuj Bawer”. W moich dwóch pracach jest duża swoboda w działaniu.
WB: A co chciałbyś robić w przyszłości?
BAA: Chciałbym czynniej zaangażować się w politykę, zostać wybrany eurodeputowanym do Parlamentu Europejskiegi albo zostać w naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej posłem albo senatorem.
WB: Dlaczego?
BAA: Wiąże się to z moim zaangażowaniem patriotycznym i chęcią służby Rzeczposplitej. Mógłbym też wykorzystać wiedzę praktyczną wyciągniętą między innymi z dzieł świętej pamięci pana G.K. Chestertona, esej ,,Epitafium na śmierć miliardera” (ze zbioru esejów ,,Obrona Rozumu’’ wydanie polskie A.D. 2014), świętego Tomasza z Akwinu, z poszczególnych fragmentów ,,Sumy Teologicznej” (wydanie polskie A.D. 1962–1986), z encyklik świętego Jana Pawła II Wielkiego, Papieża Polaka, Papieża pielgrzyma ,,Laborem exercens’’ (14 września A.D. 1981), Emerytowanego Biskupa Rzymu Benedykta XVI ,,Caritas in Veritate” (29 czerwca A.D. 2009) i Ojca Świętego – Papieża Franciszka ,,Laudato si” (24 maja 2015). Wiem, że Nauczanie całej Katolickiej Nauki Społecznej, na przykład, wartości, zasady pomocniczości, solidarności i preferencyjnej opcji na rzecz ubogich, można skutecznie implementować w życie społeczne, w ekonomię, w pomoc dla osób z niepełnosprawnościami, ale na kanwie partnerstwa.
Teraz brakuje tego partnerstwa. Potocznie, często tak rozumiemy pomoc, że to chodzi o to, aby się kimś zaopiekować. To na pewno też, ale na bazie moich doświadczeń, np. z Katolickiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych i ich Przyjaciół – <Klika> i wcześniejszych wspólnot z Ruchu ,,Wiara i Światło” dostrzegam pewne rzeczy które można wprowadzić w jeszcze większym stopniu, w system wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami. Oni nie potrzebują teraz pomocy jako stricte opieki, tylko właśnie partnerstwa.
WB: Czy znasz może więcej osób, które tak jak Ty, zmagając się ze znaczną niepełnosprawnością, podejmują jednak aktywne życie zawodowe?
BAA: Niestety jest mało takich osób. Myślałem, że jest ich dużo więcej. To zależy od wielu czynników. Głównie myślę o braku wsparcia w postaci asystentów osobistych, brakuje większej pomocy wytchnieniowej dla opiekunów, rodziców osób z niepełnosprawnościami.
Problem też jest głębszy. Jeśli traktujemy pomoc jako tylko opiekę, to doprawadzamy osoby z niepełnosprawnościami do tego, że im się nie chce pracować. Prosta kalkulacja jest taka, że np. wolą dostać 500 zł więcej niż pójść do pracy, bo wpadają w pułapkę świadczeń socjalnych. Jeśli od Państwa otrzymają ponad 3000 zł, a idąc do pracy zarobią 2000 zł, to kalkulacja będzie prosta, nie będą chcieli pracować. Same w sobie świadczenia oczywiście nie są złe. Tylko, jeśli mamy nawet dobre narzędzia (jak świadczenia dla osób z niepełnosprawnością), możemy je wykorzystać dobrze, albo źle. Tak jak z nożem, możemy kogoś zabić albo zrobić kromkę chleba. Ja wolę zrobić kromkę chleba i się nią z kimś podzielić.
WB: Jakbyś chciał, żeby w przyszłości wyglądała taka partnerska pomoc dla osób z niepełnosprawnościami?
BAA: Chciałbym, żeby każda osoba z niepełnosprawnością – ale każda, bez względu na to, czy z intelektualną, czy z ruchową, czy ze sprzężoną, w momencie otrzymania dowodu osobistego, była klasyfikowana do rejestru osób niezatrudnionych. Zwłaszcza, jeśli nie idzie dalej na studia. Żeby pracodawcy mogli taką osobę wyłowić i zaangażować Urząd Pracy w pośrednictwo.
Osoba z niepełnosprawnościami powinna mieć wybór, ale jeśli może podjąć, a nie podejmuje pracy – świadczenia są jej odbierane. Uważam, że to byłoby bardzo uczciwe i że niesamowicie by to pobudziło rynek pracy. Czemu ty, jako osoba pełnosprawna, nie podejmując pracy, prędzej czy później wylądowałbyś na bruku, natomiast ja, gdybym mógł pracować, a nie chciał, wciąż otrzymywałbym pieniądze?
WB:Bardzo Ci dziękuję za odpowiedzi na wszystkie pytania. Czy chciałbyś coś jeszcze dodać od siebie?
BAA: Również Ci Wojtku bardzo dziękuję, byłem zaszczycony odpowiadając na Twoje trafne pytania. Starałem się nie używać zbyt często pojęć teologicznych, przypuszczając, że wywiad mogą czytać nie tylko osoby bedące wspólnie ze mną katolikami. Myślę, że to, co powiedziałem o pracy, zgadza się zwłaszcza z tym, co mówi święty Paweł, Apostoł pogan: „Kto nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes. 3, 10). Kto nie chce. Czyli nie chodzi o osobę, która nie może pracować, tylko o tę, która nie chce. Chodzi tu o cnotę służebną do cnót kardynalnych (roztropności, umiarkowania, męstwa i sprawiedliwości), czyli uczciwość.
rozmowę prowadził Wojciech Baran
wywiad zredagował Dariusz Horak