Każdy dzień kobiet jest wyjątkowy, ale ten był nadzwyczajny.
„Będziemy mieli dziecko” powiedziałam Twojemu Tacie.
Zrobiłeś mi największy prezent, jaki mogłam dostać, pokazałeś się na monitorze USG. Czekałam w wielkim strachu do następnej wizyty. Bałam się, że Twoje serduszko nie zabije, ale biło – Kochanie, udało się!
Wiesz, czułam, że coś jest nie tak. Najpierw bałam się, że nie będzie biło serduszko, potem bałam się, że bić przestanie. Z biegiem czasu pojawiły się kolejne obawy: że urodzę za wcześnie, że nie uda się Ciebie uratować… Dzisiaj, z perspektywy czasu wiem, że matczyne przeczucie nie kłamie.
Czas mijał, brzuszek zaczął rosnąć, a w nim Ty… Jeszcze wtedy nie wiedziałam, kto mieszka pod moim serduszkiem. Mogłam sobie tylko to wyobrażać.
W lipcu pokazałeś się nam, po USG kupiłam śliniaczek z napisem „Kochany Synuś”, żeby pochwalić się Tacie. Od tamtej chwili stałeś się naszym Wojtusiem. Twoja siostrzyczka Hania przytulała się zawsze do mojego brzuszka, żeby Cię posłuchać. Pamiętam, jak zawsze pytała: „Wojtuś śpisz?”. Nawet w brzuszku byłeś taki grzeczny, że tylko muskałeś mnie delikatnie… tak bardzo mi tego brakuje.
Dzień 30.08.2016 r. był dla mnie najgorszym dniem w życiu. Wojtusiu – to nie tak miało być. A może właśnie tak? Może miałeś cel na tej ziemi. Może pojawiłeś się, aby nauczyć nas kochać, nauczyć nas cieszyć się każdą chwilą życia? Wiesz, wtedy myślałam: dlaczego lekarze nie chcą rozwiąząć ciąży? Po co ją utrzymywać? Żeby cierpieć? Każdy Twój ruch był dla mnie bolesny. Ciągle zadawałam sobie pytania: To ma się skończyć? Mam Ciebie nie mieć? Przecież Ty tam żyjesz, ruszasz się, Twoje serduszko bije. Wojtuś! To nie mogła być prawda.
Z dnia na dzień oswajałam się z tą myślą. Mijał czas, a ja bałam się o Ciebie coraz bardziej. Modliłam się żebyś dotrzymał do terminu. Miałeś w domu już wózek, huśtawkę, bujaczek. Twoja starsza siostra miała kolki, nie chciałam, żeby Ciebie bolał brzuszek, więc zadbałam o to wcześniej.
Wracając ze szpitala Twój tata płakał całą drogę, głaszcząc mnie po brzuszku. Pocieszał, że mamy Hanię, że dla niej musimy być silni. Wróciliśmy do domu, Hania bardzo się stęskniła.
Rano wstałam najwcześniej. Tatuś z Hanią jeszcze spali. Poszłam do pokoju, włączyłam huśtawkę, wyciągnęłam kocyk i tak bardzo płakałam. Serce mi pękało, tłumaczyłam sobie, że to nie może być prawda, że to tylko sen. Ruszałeś się w brzuszku, kopałeś. Synku… miałeś śliczny turkusowy wózek. Taki sobie dla Ciebie wymarzyłam. Hania wiedziała, że to dla Ciebie, że będziesz się tam bujał. To było takie bolesne, nie dawałam rady, musiałam wszystko wynieść. Ile razy spojrzałam, tyle razy płakałam.
Uwielbiałam jak się ruszasz, jak kopiesz, chociaż… bolało. Zaczęliśmy z Tatusiem zastanawiać się, jak to będzie? Co będzie dalej, jak Ciebie zabraknie? Modliłam się, żebyś wybrał taki moment urodzenia kiedy będziemy z Tatą oboje, razem.
Szukałam wsparcia, szukałam pomocy.
Udało się. Bóg zesłał na Naszej drodze wspaniałych ludzi. Zaczęliśmy organizować, planować te wspólne chwile, nie ważne, ile one będą trwały. Chcieliśmy spędzić je jak najlepiej, dać Ci jak najwięcej miłości.
Wiesz… w 34. tygodniu chcieli żebyś już się urodził, ale nie zgodziłam się na to. Nie pozwoliłabym wyrządzić Ci żadnej krzywdy. Kochanie, nie pozwoliłam, aby ktoś zadał Ci jakikolwiek ból. To Ty miałeś wybrać moment, kiedy będziesz chciał odejść. Ja dałam Ci życie, ale wiedziałam już wtedy, że nigdy bym Ci go nie odebrała, a tym bardziej nie pozwoliłabym, żeby ktoś Ci je zabrał. Musiałam troszkę pobyć w szpitalu. Po powrocie zapaliło się światełko: opis wskazuje, że będziesz żył, że to wcale nie musi być tak, jak rokowania pokazywały. Odzyskałam nadzieje… jednak nie na długo. Dokładne badania potwierdziły wadę… i moje światełko zgasło. Wtedy, podczas badań, widziałam Cię pierwszy raz – miałeś rączkę oparta o buźkę… moje myśli były tak bardzo różne… Myślałam o tym jak to będzie, jak będzie, jak się urodzisz. Bałam się Ciebie zobaczyć. Bałam się, że jak się urodzisz i od razu odejdziesz – to będę pamiętać tylko ten płacz, do końca życia. Zastanawiałam się czy w ogóle zapłaczesz. Czy pozwolić pielęgniarkom, żeby mi Ciebie pokazały, czy nie… Kochanie, to był lęk przed tym, że tylko tę jedną chwilę zapamiętam – i jaka ona będzie. Nie zrozum mnie źle, to nie był brak miłości.
Gdy byłam kolejny raz na USG chciałam zobaczyć Twoja buźkę, ale Ty tak bardzo się zakrywałeś rączką. Może bałeś się, że nie będę chciała Cię zobaczyć? A może chciałeś dać mi do zrozumienia: „Mamuś, przecież ja wyglądam jak zdrowe dziecko.”
Wtedy, gdy nie było emocji, chciałam wszystko zaplanować.
Miałeś uszykowaną białą szatkę, kartkę na odcisk stópki, ciuszki, kocyk… i ciągle nie miałeś czapeczki. Zobacz Wojtuś, miałeś całą wyprawkę – tylko mama całą ciążę nie wiedziała, jaką czapeczkę ma Ci kupić.
To było okropne – zamiast planować Nasze wspólne życie, planowałam jedyne wspólne chwile. Planowałam pogrzeb. To nie było takie proste. Za każdym razem jak siadałam nad czystą, białą kartką, żeby napisać, jak to będzie wyglądało – nie dawałam rady. Pewnego razu tak bardzo się popłakałam. Przyszła do mnie Hania i zapytała: ,,Mamusiu co się stało?’’ Potem podeszła do komody, wzięła chusteczkę i mówi do mnie: ,,Mamuś ja Cię powycieram’’. Masz wspaniałą siostrę. Byłaby… jest… Twoją cudowną opiekunką.
Tygodnie uciekały, a nasz wspólny czas dobiegał końca. Codziennie modliłam się i prosiłam Boga… chwilo trwaj… Jednak przyszedł ten moment – zaczęło się. Tak samo, jak Hania zapragnąłeś urodzić się w poniedziałek. Obudziłam Tatę i w wielkim strachu pojechaliśmy do szpitala. Wiedziałam, że to są nasze ostatnie chwile, że ten czas dobiega końca. Gdy byłam już na bloku porodowym, mimo bólu, przypominałam położnym, gdzie są wszystkie przyszykowane pamiątki. Nie chciałam, żeby coś było zapomniane.
6:38. Głośnym płaczem ogłosiłeś światu, że jesteś. Byłeś dużym chłopcem: 4340 gram do kochania i 55 cm do całowania. Bałam się, że ten płacz się zaraz skończy i usłyszę że odszedłeś. Przyszła Pani Doktor zapytać, czy Cię ochrzcić. Usłyszałam ciche: ,,Nadaje Ci imię Wojciech’’. Przyłożyli mi Ciebie do policzka.
Wojtuś – ten moment zapamiętam do końca swoich dni. Ciepłe, pachnące ciałko dotknęło mojego policzka. Uspokoiłeś się, a moje łzy spływały po policzku. Czekał na Ciebie już Tatuś. Ja musiałam odpocząć, a Ty pojechałeś na „R”.
Leżałam pełna obaw i strachu. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam być przy Tobie. Bałam się, że już Cię nie zobaczę. Odliczałam czas, żebym mogła już wstać, ale ciągle powtarzałam sobie w myślach: ,,jest przy Tobie tata’’. Przyszedł moment, że mogłam powoli wstać, podniosłam się, choć było to takie trudne, tylko dlatego, żeby jak najszybciej być u Ciebie. Udało się.
Leżałeś ubrany w niebieskie śpioszki i miałeś cudowną, niebieską czapeczkę. Wzięłam Cię w ramiona. Byłeś cudowny. Nasz ukochany synek. Mogłam Cię przytulić do swojego serduszka, poczuć Twoje ciepło. Byłeś taki silny! Miałeś oczka mocno otwarte i przyglądałeś się nam. Byliśmy razem na sali. Mogłam Cię karmić, przewijać. Być z Tobą. Całowałam Twoje stopki, rączki, buźkę.
Tatuś był razem z Nami. Przyjeżdżał do Ciebie. Pierwsze 3 dni byłeś silny. Zaczęłam wierzyć w to, że będziesz żył, że jeszcze wszystko będzie dobrze, ale w 4 dobie zacząłeś słabnąć. Musiałeś być na „R”. Twój oddech stał się niestabilny. Mimo odległości korytarza byłam przy Tobie. Chodziłam do Ciebie, brałam na rączki, opowiadałam Ci o Naszej rodzinie. Nie dopuszczałam wtedy do siebie myśli, że to może się skończyć, że Twoje serduszko może przestać bić.
Niestety stan twojego zdrowia się pogorszył. Z dnia na dzień widziałam, jak Ciebie tracę. Tak bardzo chciałam, żeby to był tylko sen.
Któregoś ranka poszłam do szpitalnej kaplicy, trzymając Twoją pieluszkę… musiałam porozmawiać z Panem Bogiem. Pozwolić Mu na to, żeby Ciebie zabrał. Myślałam, że może to tak silne pragnienie, żebyś z nami był, nie pozwala Ci odejść. Serce mi pękało, jak patrzyłeś mi w oczy. Zawsze zadawałam sobie pytanie: o czym myślisz? Widziałeś pewnie w moich oczach smutek, przygnębienie i łzy, ale zwyciężała je nieustannie Nasza miłość.
Gdy odciągnęli Ci troszkę wody z główki dalej byłeś radosny. Widać było, że jesteś zaopiekowany, że Cię nie boli: machałeś rączką i nawet próbowałeś się uśmiechać. Twoje oczka były tak mocno otwarte, rozglądałeś się.
Podjęliśmy decyzję, że jak tylko stan zdrowia będzie pozwalał – zabierzemy Cię do domu. Tak bardzo się cieszyłam, że będę mogła pokazać Ci świat. To była bardzo trudna decyzja. Pełna obaw i strachu, biłam się z myślami. Bałam się, że w domu nie zdążę Cię uratować, że nie będę umiała Ci pomóc, gdy będzie taka potrzeba. Ale jesteś moim dzieckiem i nie mogłam pozwolić, abyś swoje życie, nie ważne, ile będzie trwało, całe spędził w szpitalu. W domu ciągle czekała na Ciebie Hania. Wiesz, ona była u Ciebie kilka razy w szpitalu. Wiedziała, gdzie jest jej braciszek. Gdy podjęliśmy decyzję, że będziesz z Nami w domku Ty… Ty postanowiłeś odejść.
W taki wyjątkowy dzień, Wszystkich Świętych, zadzwonił telefon:
– Stan Wojtusia się pogorszył. Jeżeli chcą Państwo się pożegnać, proszę przyjechać.
Byłeś już taki słaby. Przytulałam Cię do serca, a Ty odchodziłeś. Moje dziecko umierało na moich rękach. Patrzyłeś tak na mnie, a ja nie mogłam nic zrobić. Zatrzymywał się oddech. Twoja buźka pokazywała co jakiś czas, że coś się dzieje. Twoje ciałko było już zimne… byliśmy z Tobą tak długo, jak tylko mogliśmy. Jeszcze udało mi się Ciebie przebrać. Tak ciężko było odejść od Twojego łóżeczka, zostawić Ciebie samego. Tu Nasza droga na ziemi się kończyła…
Gdy zadzwonił telefon z informacją, że odszedłeś, nie zdziwiłam się, nawet czułam, jakbym na niego czekała. Wiedziałam, że zadzwoni. Był 2.11.2016 r., godzina 4:30. Byłeś z Nami 15 dni. 15 cudownych dni, dni o które walczyliśmy. Dni, w których mogliśmy być razem, cieszyć się z tego spotkania, które zostało nam dane. Przytulać, całować, kochać. Mogliśmy nie mieć nawet 15 minut, ale udało się, byłeś z nami.
Pojechaliśmy po Twoje ubranka – one tak bardzo pachniały Tobą. Ten zapach będzie ze mną do końca życia.
Musiałam teraz zorganizować Twój pogrzeb. Tak bardzo to bolało. Powinnam wybierać Ci wózek, ustawiać łóżeczko, a ja wybierałam miejsce na cmentarzu. Nie kupowałam ubranka, a wybierałam trumnę i zamawiałam kwiaty. Dlaczego? Dlaczego my…? To pytanie ciągle powracało, na to pytanie nikt nam nie odpowie, nigdy.
Poniedziałek, dzień Twoich urodzin i dzień Twojego pochówku. Mała, biała trumienka, z pięknymi czerwonymi różami, spoczęła w małym grobku, a w niej mój synek. Kupiłam cieplutkie śpioszki, czapeczkę. Kazałam okryć Ciebie kocykiem i dałam Twojego aniołka, który był ciągle przy Tobie. Pieluszkę. Jakby Ci mamy zabrakło, żebyś się mógł przytulić. Smoczek – jakbyś płakał. Przytuliłam się do Twojej białej trumienki i potem to była najgorsza droga w moim życiu. Musiałam Cię tam zostawić.
Wojtuś, powinniśmy spacerować teraz razem. Ciężko to wszystko zrozumieć, ciężko się pogodzić, ale tak musiało być. Nie możemy tego zmienić, musimy się z tym pogodzić, mimo bólu i łez. Wierzę, że kiedyś się spotkamy.
Tak bardzo prosiłam Cię o znaki. Kiedyś pojechaliśmy na cmentarz, chcieliśmy już zrobić Ci śliczny, nowy grobek. Wsiadłam do auta, a tam piórko. Czułam, że dałeś nam pierwszy znak. W moich oczach stanęły łzy. Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo pomyślałam, że cieszysz się z nowego grobku.
Minął miesiąc, całe 30 dni, odkąd ostatni raz miałam Ciebie w ramionach, całowałam, czułam Twoje ciepło. Pogoda brzydka, pada, strasznie wieje, a ja nie mogłam do ciebie pojechać. Nie dałam się. Wzięłam od babci rower… wiatr wiał w oczy, ale ja pędziłam do Ciebie. Zapaliłam świeczkę i jak wychodziłam przed samą bramą leżało białe piórko. Dziękuję Wojtuś. Po miesiącu wiem, że miałeś swój cel na ziemi. Bardzo wiele mnie nauczyłeś. Bardzo wiele dzięki Tobie zrozumiałam, za co Ci dziękuje. Moja część serca odeszła razem z Tobą. Jesteś z nami, Twoje zdjęcia wiszą na ścianie tak, jak zdjęcia Hani. Jesteś obecny w naszym życiu i to się nie zmieni.
Dopadła mnie bezsenność. Dzisiaj skończyłbyś 2 miesiące. Jak Ci tam jest? Często pytam samą siebie. Świąteczny gwar bardzo mnie przybija. Ciężko myśleć, że nie będzie Cię z Nami przy stole, choć wiem, że będziesz przy Nas – tylko w troszkę innej postaci. Pomyśleć, że jeszcze niedawno planowałam, co kupię Tobie pod choinkę. W tym roku zbyt wiele osób odeszło. Wiesz Wojtuś, wierzę w to, że dziadek się Tobą opiekuje. I chyba tak dobrze, że nie masz czasu odwiedzić mnie w snach.
Twoja siostra zawsze mówi, kiedy przychodzimy:
– Cześć Wojtuś… przyszłam do Ciebie.
Opowiada Ci co robimy, potem każe zapalić świeczkę.
Któregoś dnia, zbliżaliśmy się do cmentarza, a ona mówi do mnie: ,,tylko mi tam nie płacz, mamo’’.
Hania nauczyła się też rozmawiać z Tobą. Ostatnio powiedziała tak:
– Wojtuś, mama kupiła Ci choinkę, ale ja Ci zepsułam… to nic, mama kupi Ci nową…
Synku śniłeś mi się dzisiaj. Tak bardzo na to czekałam. Dziękuję Ci, wierzę w to, że moje prośby słyszysz. Byłeś głodny, mama Cię karmiła, wyglądałeś tak, jak w szpitalu. W tym śnie był też dziadek. Na koniec snu tłumaczyłam rodzicom, jak to jest stracić dziecko. Opowiadając im o Twojej chorobie, o Twojej stracie, byłam taka silna, nie uroniłam ani jednej łzy. Z dumą opowiadałam, jak pielęgniarki nas podziwiały, za ogrom miłości, jaki Ci daliśmy. Dla Nas to było coś naturalnego, normalnego.
Teraz jesteś otoczony naszą miłością z ziemi, a tam masz miłość anielską. Wyobrażam sobie, że tam jest Twoje życie: ubierasz z dziadkiem choinkę, pieczesz pierniczki, czekasz na gwiazdora. Nam, w ten wyjątkowy wieczór, zapalicie wyjątkową gwiazdkę. Kocham Cię.
Pierwsze święta bez Ciebie. Smutne, serducho bolało, ale przecież Ty byś pewnie nie chciał, żebym płakała. Ciągle byłeś w moich myślach. Patrzyłam na małego Oskara i myślałam, już byłbyś taki fajny, miałbyś 2,5 miesiąca… Dlaczego tak musiało być. Nie słychać Twojego płaczu, nie czuję Twojego ciała.
Dzisiaj Twoja babcia Lidka płakała, że brakuje jej Ciebie. Podarowałam dziadkom pamiątkowy album z Twoimi zdjęciami. Kilka zdjęć, mających tak wielką wartość.
Znajoma uszyła nam misie z Twoich śpiochów. I wiesz, że nie mogła ich uszyć? Złamała 5 igieł, ciągle jej się plątało, myślała, że nie da rady uszyć. Nie chciałeś, żebym płakała w tego misia?
Dzisiaj tłumaczyłam Twojej babci, jak to jest stracić dziecko. Skąd ja mam tyle siły? Ty mi je dajesz.
Nauczyłeś mnie bardzo wiele. W tak krótkim okresie nauczyłam się tego, czego nie nauczyłam się przez całe swoje życie.
Nauczyłam się żyć chwilą, z dnia na dzień, bo nie wiemy, co kolejny nam przyniesie. Kiedyś byłam niecierpliwa. Musiałam mieć wszystko, na już. Teraz to się zmieniło. Nie jestem w gorącej wodzie kąpana. Nie ma dzisiaj – może będzie jutro albo pojutrze albo wcale.
,,Nie pytam Cię? Boże: dlaczego Go zabrałeś?
Dziękuje Ci za to, że nam Go dałeś.”
Imię i Nazwisko autorki do wiadomości redakcji