Wydarzenia w Stanach Zjednoczonych są bez precedensu i obnażają stan amerykańskiej demokracji. Szturm na Kapitol i śmierć kilku osób w wyniku zamieszek kładą się cieniem na wizerunku Ameryki. Mit amerykańskiego modelu politycznego jako najlepszego ustroju na świecie właśnie się rozsypał do końca.
Protesty trumpistów nie są tego przyczyną. Są konsekwencją trwającej lata degeneracji modelu politycznego. Proces tez rozpoczął się chyba od wyboru Trumpa – pamiętam skowyt i protesty lewicy po ogłoszeniu wyników. Społeczeństwo amerykańskie spolaryzowało się. Amerykanie funkcjonujący od przysłowiowego ,,zawsze’’ w systemie dwupartyjnym z podziałem na Demokratów i Republikanów okopali się w swoich obozach. Kolejnym etapem stała się radykalizacja w umownych obozach prawicy i lewicy. Z jednej strony obserwowaliśmy faszyzujące odłamy Alt-Rightu, mieszanie symboliki amerykańskiej ze znakami ,,białych nacjonalistów’’ oraz wprost nazistowskimi, z drugiej protesty Black Lives Matter, akcje Antify i ofensywa ideologiczna skrajnej lewicy. Skutkowało to przemocą i zniszczeniem na ulicach amerykańskich miast. W ciągu tych paru lat wiele osób padło ofiarą przemocy wynikającej z polityki. Ostatnim jak do tej pory aktem degeneracji modelu amerykańskiego były wybory prezydenckie, głosy o ich sfałszowaniu, protesty i oczywiście zamieszki na Kapitolu.
Stany Zjednoczone straciły mandat do występowania w roli rzecznika i obrońcy demokracji liberalnej. Jakiekolwiek dalsze próby podjęcia przez nie na świecie interwencji –operacji ,,demokratyzujących’’ – będą aktem najwyższej hipokryzji. Nieliberalni przywódcy, których Stany okładały latami pałką demokracji – choćby Putin, Asad, Chamenei&Rouhani, Xi Jinping, Kim – cieszą się zapoznając się z kolejnymi doniesieniami z Waszyngtonu.
Szturm na parlament jako reakcja na przegrane wybory to klimat nie wysoko rozwiniętej kultury politycznej Zachodu, a akt politycznego barbarzyństwa. Wymownym jego symbolem jest ,,dziki’’ półnagi mężczyzna w rogatej czapce i pogańskimi tatuażami na ciele stojący na miejscu prezydium Kongresu. W otoczeniu klasycystycznej, rzymskiej symboliki wystroju sali amerykańskiego parlamentu, sam z germańskimi emblematami, może przywodzić na myśl germańskiego Wandala, członka ludu, który spustoszył stolicę Imperium Romanum.
To, że wydarzenia te dzieją się w najpotężniejszym na świecie państwie jest niepokojące, tym bardziej, że Stany Zjednoczone są sojusznikiem i partnerem Polski. Tak silne za rządów PiS ukierunkowanie polskiej dyplomacji na bezrefleksyjne, bezalternatywne relacje z USA, ba! – z jednym tylko obozem w Stanach, kolejny raz kończy się klęską, tak charakterystyczną dla polityki jednowektorowej. Lider świata zachodniego zachowuje się jak kraj niedojrzałej demokracji, gdzieś poza pierwszym kręgiem cywilizacyjnym. Były POTUS George W. Bush przyrównał stan rzeczy do sytuacji w republice bananowej.
Stany Zjednoczone tracą swoją siłę oddziaływania, swój soft power. W czasie globalnej rywalizacji to groźne dla ich pozycji. Stany tracą moralne prawo do ,,obrony demokracji’’ na świecie. Na nieudanej próbie ,,puczu’’ skorzystają wszyscy kontestatorzy amerykańskiej hegemonii, którzy dostali w ręce świetny argument przeciwko Stanom. Demonstranci nie tylko wzmocnili przeciwników Ameryki, ale też skompromitowali własny obóz polityczny. Ponieśli klęskę. Właśnie zatwierdzono wybór Joe Bidena na 46. Prezydenta USA. Donald Trump ogłosił, że 20 stycznia odda władzę w jego ręce. Republikanie przegrali.
Należy zwrócić szczególną uwagę na globalny wpływ amerykańskiego kryzysu. Światowa dominacja USA opiera się na przewadze militarnej, gospodarczej, atrakcyjności modelu życia i sprawności ustroju politycznego. W ostatnich latach konkurencyjność gospodarki amerykańskiej spada, przewaga nad np. Chinami topnieje. Amerykański model życia został podważony przez nasiąknięcie ordynarnymi koncepcjami skrajnej lewicy i zamiast harmonijnego społeczeństwa widzimy rozbite i skonfliktowane społeczności. Sprawność i atrakcyjność ustroju politycznego i demokracji liberalnej upada, czego jesteśmy świadkami. Pozycja Stanów Zjednoczonych w rywalizacji mocarstw obniża się, a świat staje się przez to coraz bardziej policentryczny, wielobiegunowy, z dwoma supermocarstwami i kilkoma wielkimi mocarstwami. Wyczerpuje się dotychczasowy model jednowektorowej, bezalternatywnej polityki zagranicznej Polski. Koniecznością jest przechodzenie w stronę polityki wielowektorowej opartej nie na dogmatyzmie, ale asertywnej realizacji własnych interesów narodowych.