Zbliżają się Boże Narodzenie i Nowy Rok. Dla wielu to okres refleksji, jak i radości. My, Polacy, mamy sporą liczbę nieznanych nigdzie indziej tradycji związanych z tym okresem, a warszawiacy i prażanie jeszcze na tym tle się wyróżniają.
Na nasze rodzime tradycje miały wpływ zabory, różnorodność religijna, społeczna i kulturowa Polski przed 1945 rokiem oraz położenie geopolityczne. To ostatnie było kluczowym dla rozwoju Pragi, w szczególności Pragi Północ w związku z istnieniem węzła komunikacyjnego W-W-W (Wilno-Warszawa-Wiedeń), gdzie okolice ul. Wileńskiej i Dworca Wileńskiego stanowiły stację przesiadkową lub łącznikową pomiędzy wschodem i zachodem Europy. To tu mieszały się różne grupy narodowe od Polaków, Litwinów i Żydów po Cyganów czy Niemców.
Wydarzenia historyczne, rozwój ekonomiczny i multikulturowość wpłynęły na to, że Praga i Warszawa stały się świadkami wielu przemian w zakresie tradycji świątecznych.
W XIX wieku okres przedświąteczny wyglądał inaczej niż obecnie. Był to oczywiście okres postu, ale i wyciszenia. O ile jednak okoliczne wsie zapadały w swoisty przedświąteczny spokój, o tyle samo miasto na parę dni przed samymi świętami ożywało. Pojawiały się między innymi konwoje z Podlasia ze świeżymi rybami czy miodem. W ilościach hurtowych nabywano też opłatki. Służyły one nie jedynie do przełamania się przy wigilijnym stole, ale i do ozdabiania domu. Tradycyjną lokalną ozdobą była gwiazda zrobiona z opłatków, wieszana pod sufitem nad stołem wigilijnym, zazwyczaj przyozdobiona włosiem panieńskim.
W izbach, aż do połowy XIX wieku, zamiast choinki, którą importowano z zachodu, stały snopki słomy, a ewangeliczki krążyły od drzwi do drzwi. Ewangeliczki to młodzież studencka, która w dzień wigilii krążyła po domach okolicznych czytając na głos Ewangelię i otrzymując w zamian drobne wynagrodzenie lub poczęstunek. Określenie ,,chodzić na ewangeliczki’’ w gwarze warszawsko-praskiej oznaczało ,,ciężko pracować na swój kawałek chleba’’.
Wigilia zaczynała się tak, jak obecnie – z pierwszą gwiazdką; a kończyła rozdaniem prezentów, około godziny dziewiątej wieczorem. Praga, w zakresie potraw obecnych na stole, różniła się od Warszawy, chociaż niewiele. Wiele praskich rodzin jadało kutię, której próżno było szukać w Warszawie. Na stole gościło wiele ryb, ale mało kto jadał karpia, niezwykle popularnym był szczupak. Obowiązkowym składnikiem był miód.
Po wieczerzy należało udać się do kościoła na pasterkę. Było to pierwotnie bardzo wesołe nabożeństwo i istniała tradycja, gdzie wierni wchodzili na chór i udawali różne stworzenia boskie np. rżąc jak konie albo mucząc jak krowy. Oczywiście wywoływało to salwy śmiechu. Tradycji tej zakazały w latach dwudziestych XIX wieku władze kościelne, jako praktykę nielicującą z podniosłością święta.
Same obchody świąt trwały od wigilii do święta Trzech Króli.
Charakterystyczne dla Warszawy i Pragi były specjalne nabożeństwa w drugi dzień świąt tj. w dniu św. Szczepana, kiedy to obrzucano kapłanów owsem. Zwyczaj ten z jednej strony upamiętniał męczeńską śmierć tego świętego, a z drugiej wierzono, że obrzucanie miało kapłanom zapewniać powodzenie w kolejnym roku. W mieście też roiło się od kolędników, a grupy żaków często konkurowały na wymyślność przebrań członków kolędujących grupek.
Sylwester natomiast budził grozę w sercach uczniów i studentów. Był on dniem przepytywania i egzaminowania. Studenci mieli egzaminy, młodsze dzieci konkursy i przedstawienia, a w szkółkach niedzielnych dzieci były odpytywane z paciorka. To był zwyczaj typowo miejski i nie odbywały się żadne bale ani zabawy.
Cały okres świąteczny dobiegał końca w dniu Trzech Króli. Tu też miasto stołeczne, w tym Praga, miały swoje osobliwości. Tego dnia bowiem istniało publiczne przyzwolenie na drobne kradzieże mające przynieść szczęście złodziejowi. Jedni zadowalali się podskubaniem sianka ze żłóbka, inni porywali się na bardziej znaczące czyny, jednak, o ile wartość nie przekraczała pewnego progu, to winowajcy nie ponosili odpowiedzialności.
Ukoronowaniem świąt było pieczenie świątecznego migdałowego placka dla migdałowego króla. Jeśli migdał z ciasta trafił się pannie, wróżyło to jej rychłe zamążpójście i mawiało się, że dostała ona ,,migdała więc będzie miała Michała’’.