Według wspomnień żyjących jeszcze żołnierzy, drugim kapelanem Grupy Kampinos rezydującym przy dowództwie partyzanckim w Wierszach w czasie powstania, był ksiądz Jerzy Euzebiusz Baszkiewicz znany pod pseudonimem „Radwan II”, a przez swych ministrantów życzliwie przezywany „Gramofonem” z racji charakterystycznego głosu.
Ksiądz Jerzy urodził się 16 grudnia 1914 r. w Warszawie z ojca Franciszka i matki Leokadii z domu Hiller. Po uzyskaniu świadectwa maturalnego wstąpił do Seminarium Duchownego i już w warunkach okupacji otrzymał 23 czerwca 1940 r. święcenia kapłańskie. Jako młody wikariusz skierowany został do parafii w Jasieńcu, by po dwóch latach, 18 listopada 1942 r. podjąć pracę wikariusza-prefekta w parafii św. Marii Magdaleny na Wawrzyszewie. Ze względu na rozległy teren parafii, na „polu bielańskim”, w niewykończonym budynku na rogu ul. Barcickiej i al. Zjednoczenia, dla wiernych z Bielan urządzona została kaplica, w której ks. Jerzy pełnił swą duszpasterską posługę. Zbliżał się sierpień 1944 r., w Puszczy organizowała się partyzantka, a Warszawa przygotowywała się do powstania. Nie mogło to być obojętne dla 30-letniego, pełnego energii księdza. Prawdopodobnie za cichym przyzwoleniem ówczesnego proboszcza ks. Stanisława Kleczyńskiego, młody wikariusz Baszkiewicz przeszedł do konspiracji i został zaprzysiężony jako żołnierz AK. Jak podaje M. Patkowski w swojej książce „Stefan Wyszyński. Prymas Kampinosu” na odprawie u dowódcy VIII Rejonu Józefa Krzyczkowskiego „Szymona” w dniu 29 lipca 1944 r. wystąpił on już pod ps. „Radwan II”, jako Naczelny Kapelan Grupy Kampinos. Od pierwszych dni w Puszczy miał mnóstwo pracy. Odprawiał Msze św., spowiadał, udzielał komunii, namaszczał ciężko rannych i umierających, chował zabitych, a idącym na kolejne akcje oddziałom udzielał błogosławieństwa i odpuszczenia grzechów w obliczu śmierci in articulo mortis. Niektóre posługi kapelan sprawował w koncelebrze, na przykład pogrzeb Antoniego Chomicza – „Stabrawy” celebrował razem z ks. Praczem. Były także uroczystości radosne, jak śluby i chrzty wśród miejscowej ludności, na których bawili się także partyzanci.
Najprawdopodobniej on przyjeżdżał od Dąbrowy Leśnej sprawować liturgię Mszy św. dla rannych partyzantów przebywających w polowym szpitalu, który przez jakiś czas funkcjonował w pensjonacie Stowarzyszenia Urzędników Państwowych, późniejszym Domu Dziecka przy ul. Pionierów. Energia kapelana i umiejętność rozmowy na trudne tematy budziły ogólne uznanie i podziw nawet wśród jego dawnych ministrantów – ówczesnych żołnierzy, którzy znali go jeszcze z Bielan.
Do stałych obowiązków ks. Jerzy włączył sobie codzienny obchód kwater, zwłaszcza tych pododdziałów, które wróciły z jakiejś akcji. Pojawiał się tak niespodzianie, że lecące z ust żołnierskich „macie” urywano w pół słowa, a speszeni partyzanci spuszczali skromnie głowy.
Zawsze interesował się przebiegiem akcji, oglądał zdobyczną broń, a jego rzeczowe pytania sprawiały wrażenie obcowania z człowiekiem niezwykle jak na duchownego obytym z wiedzą wojskową. Wytrwał z oddziałem aż do końca, tzn. do rozbicia Grupy Kampinos pod Jaktorowem w dniu 29 września 1944 r. W spisanych w latach 1956-60 „Wspomnieniach kapelana Kampinosu” (niestety zaginęły) „Radwan II” tak wspomina ostatnią rozmowę z winnym późniejszej klęski mjr „Okoniem”: ,,Podszedłem do niego i referuję opinię oficerów, a równocześnie akcentuję konieczność natychmiastowego wymarszu z kotła. W odpowiedzi usłyszałem stek ordynarnych słów a równocześnie ręka „Okonia” sięgnęła do kabury, zawarczał – zabiję cię klecho! Oficerowie chwycili za broń, „Okoń”, się zreflektował. Było to po godzinie 9’’.
Nie znamy szczegółów wyjścia księdza z okrążenia, ale widocznie Opatrzność czuwała nad nim, bowiem już 11 października 1944 r. dał znak życia informując urzędującą wówczas w Milanówku Warszawską Kurię Metropolitalną, iż zatrzymał się w Łowiczu, gdzie odprawił Mszę św. w kościele parafialnym św. Ducha. Tam przebywał aż do przełamania frontu 17 stycznia 1945 r., po czym ruszył do Warszawy. W drodze spotkał swego dawnego ministranta z Bielan, łącznika Eugeniusza Wlaź ps. „Gabi”. Już 27 stycznia 1945 r. dotarł do swej dawnej, wawrzyszewskiej parafii. Stąd został przeniesiony do parafii św. Jana we Włocławku, lecz po roku wrócił do Warszawy, by od kwietnia 1946 r. do marca 1950 r. pracować na stanowisku wikariusza prefekta w parafii Wszystkich Świętych. Stąd był przeniesiony jako wikariusz do parafii św. Floriana na Pradze, gdzie był od 1950 r. do końca 1959 r., ale wiedza i niezwykłe walory intelektualne sprawiły, że 12 grudnia tamtego roku został mianowany prokuratorem w Wyższym Seminarium Metropolitalnym w Warszawie i pracował tam do 1964 r. Ten rok przyniósł księdzu Jerzemu zasłużoną stabilizację, bowiem 10 marca 1964 r. w wieku 50 lat został zwolniony ze stanowiska rektora i mianowany proboszczem w Archikatedrze św. Jana na Starym Mieście, gdzie pełnił posługę aż do 14 stycznia 1980 r., kiedy to na własną prośbę, ze względu na wcześniej już sygnalizowany zły stan zdrowia, odszedł na emeryturę.
W czasie tego okresu życia proboszcz Baszkiewicz otrzymał szereg ważnych godności kościelnych. I tak w styczniu 1965 r. został honorowym kanonikiem Kapituły Metropolitalnej Warszawskiej, cztery miesiące później rektorem w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP (w Lasku Bielańskim), a w 1966 r. ks. Kardynał Wyszyński mianował go penitencjarzem w Katedrze. W 1973 r. został kustoszem parafii św. Jana, a 3 kwietnia 1973 r. mianowano go dziekanem Dekanatu Stare Miasto. Z obowiązków dziekana został zwolniony dopiero dwa lata po opuszczeniu probostwa, tj. 16 października 1982 r. Umarł 1 grudnia 1984 r. w swoim mieszkaniu na Dziekanii 1. Cztery dni później po odprawieniu uroczystej mszy żałobnej w Archikatedrze, został pochowany na Bródnie w kwaterze kapłańskiej tuż obok drewnianego kościółka.
Podczas tych wszystkich, powojennych lat nigdy nie zapominał o swych partyzantach. Uczestniczył w większości uroczystości organizowanych przez środowisko Grupy Kampinos, a prywatnie spotykał się z wieloma weteranami w swym staromiejskim mieszkaniu. Jak twierdzą kapłani z jego otoczenia, ks. Baszkiewicz cieszył się dużą sympatią ks. prymasa Wyszyńskiego, pochodzącą zapewne jeszcze z partyzanckich czasów. Pamiętają do dziś żartobliwe słowa prymasa, gdy ks. Jerzy obejmował probostwo w Katedrze: „i znów jestem twoim podwładnym”, co nawiązywało do wcześniejszej podległości szpitalnego kapelana w Laskach w stosunku do Naczelnego Kapelana Grupy Kampinos „Radwana II” w Wierszach.
Pomimo upływu lat, wśród żyjących partyzantów, których kapelanem był ksiądz Jerzy Baszkiewicz, świeża jest jeszcze pamięć o jego dobroci, niezłomnym patriotyzmie i gorącym sercu, a wyrazem tego jest zawsze nowy, zapalony znicz na jego bródnowskim grobie.
za: Stowarzyszenie Nasze Łomianki