Od wielu lat tuż przed rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego w środkach masowego przekazu ukazują się artykuły i wywiady z podobno wybitnymi historykami i politykami, którzy z jednej strony przyznają, że powstańcy i ludność cywilna Warszawy wykazali się bezprzykładnym bohaterstwem, ale z drugiej starają się pomniejszyć, zdyskredytować ich poświęcenie, przekonując czytelników lub słuchaczy, że ta największa bitwa o wolność w historii Polski, która pochłonęła 200 tysięcy ofiar, była bezcelowa, była błędem. To wyjątkowo przykre, że w Polsce wolnej i demokratycznej w siedemdziesiąt dwa lata po tych dramatycznych wydarzeniach, gdy znane są w większości fakty, jakie miały miejsce w polityce pomiędzy aliantami a Rosją Sowiecką, przemilcza się część z nich, a pozostałymi manipuluje. W tym krótkim eseju postaram się polemizować z nimi i, wykorzystując dostępne materiały, bronić honoru poległych i żyjących uczestników Powstania, wykazując konieczność jego wybuchu oraz olbrzymią rolę, jaką odegrało ono dla układu sił i kształtu granic w powojennej Europie. Co było wiadomo naszemu rządowi i dowództwu w przeddzień wybuchu powstania, przede wszystkim to, że jesteśmy osamotnieni, zdradzeni, nie mamy sojuszników w naszej walce o wolność i niepodległość. Amerykański prezydent Franklin D. Roosevelt, człowiek schorowany i zdziecinniały, oraz uzależniony od alkoholu i opinii Roosevelta brytyjski premier Winston Churchill, zostali zdominowani i wręcz ubezwłasnowolnieni przez jednego z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości, Józefa Stalina. Górował nad nimi intelektualnie, co wykorzystał przy podejmowaniu decyzji politycznych dotyczących kwestii przyszłych granic, jak i wyboru nowych władz na terenach zajętych przez Rosję Sowiecką. Przekonująco świadczą o tym: umowa pomiędzy Rosją, Anglią, USA i Chinami zawarta w październiku 1943 r. w Moskwie o prawie do stacjonowania bez ograniczeń wojsk tych krajów na terenach przez nich zajętych, niezależnie wroga czy sojusznika, i ewentualne ich opuszczanie, a następnie Teherańska Konferencja z 28.XI-1.XII.1943, na której USA, Anglia i Rosja zatwierdziły podział Polski na linii Curzona i umieściły ją w strefie taktycznych zainteresowań Rosjan, co znaczyło, że polska Armia Krajowa nie znajduje się w strefie, w której byłoby możliwe współdziałanie z armiami anglo-amerykańskimi. Nasi byli sojusznicy postąpili tak, jakby nie słyszeli o tym, kto wspólnie z hitlerowcami zaatakował we wrześniu 1939 r. Polskę, ani o Katyniu czy też o tym, że Sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z polskim rządem, gdy nasze władze zwróciły się o wyjaśnienie zbiorowych mordów, pacyfikacji i wywózek, którym poddano obywateli Rzeczypospolitej na terenach zajętych przez nich. Wiadomo również było o utworzeniu 21.VII.1944 w Moskwie PKWN, marionetkowej namiastki rządu, który już 27.VII podpisał zgodę na oddanie ziem polskich na wschód od linii Curzona, a także to, że na terenie całej Polski najwyższą władzą będzie dowództwo Armii Sowieckiej ze Stalinem na czele. Docierały również wiadomości, że od nocy z 3 na 4 stycznia 1944, gdy Armia Sowiecka przekroczyła przedwojenną granicę Polski, nie respektowała ona żadnych praw, na naszych terenach organizowano administrację sowiecką, a żołnierzy AK internowano lub rozstrzeliwano na miejscu. Do końca lipca 1944 represje dotknęły 50.000 osób a później liczba ta się jeszcze zwielokrotniła. Głównym zarzutem wobec represjonowanych był ich udział w podziemiu niepodległościowym. Po nieudanych próbach reaktywowania polskiej władzy na terenach przedwojennej Polski podjętych 13.VII w Wilnie przez płk. Aleksandra Wilka Krzyżanowskiego, we Lwowie przez płk. Władysława Janki-Filipowskiego, a w Lublinie przez płk. Kazimierza Edwarda-Tumidajskiego, których wraz z pozostałymi oficerami zamordowano, a tysiące żołnierzy i polską ludność cywilną wywożonych do łagrów traktowano na równi z volksdeutschami i jeńcami hitlerowskimi, ostatnią szansą uchronienia kraju przed koszmarem komunizmu w sowieckiej wersji było wyzwolenie stolicy własnymi siłami, utworzenie na tym terenie polskiej administracji i przyjęcie nadchodzących Sowietów jako gospodarze stolicy i kraju. Decyzja ta podjęta przez rząd, naczelnego wodza i prezydenta była w pełni popierana i rozumiana przez żołnierzy, jak i ludność cywilną, czego najlepszym dowodem jest to, że gdy z inicjatywy Niemców 6 września przeprowadzono rokowania, w wyniku których ogłoszono możliwość wyjścia z miasta, z ponad 200 tysięcy ludzi stłoczonych w Śródmieściu zgłosiło się zaledwie kilkuset. Gdyby powstanie nie wybuchło, większość z poległych żołnierzy AK i patriotycznie nastawionej ludności, jako polskie siły niepodległościowe, zostałaby i tak wyniszczona przez NKWD lub Smiersz. O upadku Powstania Warszawskiego zadecydowało nie tylko postanowienie Stalina o zatrzymaniu frontu na linii Wisły dopóki hitlerowcy się z nim nie rozprawią i brak pomocy z jego strony, a tego można się było spodziewać, ale przede wszystkim ciche przyzwolenie na to aliantów, od których przecież z powodu dostaw sprzętu i żywności los Powstania był w dużej mierze uzależniony, a których, oprócz kilkunastu zrzutów, poskąpili powstańcom. Alianci przyczynili się do tego także odmową z 27.VII wysłania w celu wzmocnienia sił powstańczych 1 Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej, której później użyli w bezmyślnej, samobójczej misji na terenie Holandii, a głównie to, przy czym trudno do dziś zachować wstrzemięźliwość w słowach, że dopiero 30.VIII, pod naciskiem opinii publicznej, oficjalnie stwierdzili, że AK stanowi część sił alianckich, co powstrzymało rozstrzeliwania powstańców i cywilów przez hitlerowców, którzy do tej pory traktowali schwytanych jako zwykłych bandytów nie objętych postanowieniami konwencji genewskiej, Ta zwłoka w uznaniu AK za żołnierzy była karą wymierzoną przez Roosevelta i Churchilla za nasze niepodległościowe dążenia w celu przypodobania się Stalinowi, karą która kosztowała życie ponad 200 tysięcy Polaków. Fakty te wymownie świadczą o tym że rząd Polski miał prawo oczekiwać powodzenia Powstania Warszawskiego i gdyby nie zdrada naszych sojuszników, jego cel byłby osiągnięty, a w przypadku porażki nie pociągnęłoby tylu ofiar wśród żołnierzy i ludności cywilnej. Powstanie Warszawskie przyczyniło się do układu powojennych granic i podziału strefy wpływów, a jego wybuch zatrzymał wojska Stalina na prawie pół roku. Gdyby sowieckie wojska 1 i 2 frontu białoruskiego i część 1 frontu ukraińskiego kontynuowały ofensywę w tym samym tempie, co wojska na południu Europy, zajęłyby całe Niemcy, Danię, Holandię i Luksemburg, a fronty zetknęłyby się z sobą na terenie Francji. Mieszkańcy tych krajów Europy Zachodniej winni są wdzięczność bohaterskim Polakom, którzy po raz kolejny w dziejach chronią ich przed napaścią Tatarów, Turków czy dwukrotnie Sowietów, poświęcając kwiat młodzieży i dorobek kilku pokoleń. Niestety, niechęć do zadośćuczynienia i wstyd, że pozostawia się swoich dobroczyńców bez pomocy, wymusza w aliantach fałszowanie i przeinaczanie faktów, aby ulżyć sumieniom swoich obywateli i okraść z należnego honoru tych, którzy oddali swe życie za ich wolność. Rozumując w sposób, jaki lansują ci, którzy nazywają Powstanie Warszawskie błędem, a walczących w nim lekkomyślnymi lub porywczymi, trzeba by stwierdzić, że błędem była walka Polaków na wszystkich frontach całego świata po przegranej kampanii wrześniowej z wyjątkiem tych, dla których celem była Polska komunistyczna. Dzięki walce powstańców, która powstrzymała marsz Sowietów, po pięćdziesięciu latach ich dzieci i wnuki żyją w wolnym kraju, a to, że dopiero po pięćdziesięciu, to wina tych ludzi na całym świecie, którzy niegodni byli ich poświęcenia.
Dariusz Brzozowski