Gdy byliśmy mali, rodzice opowiadali nam bajki o potworach, które prześladują ludzi, zamykają ja w swoich zamczyskach, a na końcu zawsze pojawia się rycerz, który niesie ocalenie wszystkim prześladowanym. Teraz już wiemy, że to były tylko bajki, ale potwory naprawdę istniały.
Potwory uzbrojone w widły, siekiery, noże topory, pałki, z karabinami na barku, pistoletami w ręku, czarno-czerwonymi lub niebiesko-żółtymi opaskami na ręku, tryzubem na klamrach pasów lub na czapkach i okrzykiem na ustach „Za samostijną Ukrainę”. Mordowali w imię antyludzkiej i antychrześcijańskiej ideologii. Rycerze nigdy nie przyszli z pomocą. Nikt nie przyszedł.
77 lat – dokładnie tyle minęło od wydarzeń, które przeszły do historii pod nazwą „ludobójstwa na Wołyniu”. Zbrodni, która swoim bestialstwem i zasięgiem dorównała tym, co Ustasze zrobili ludności serbskiej.
11 lipca 1943 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów wraz z Ukraińską Powstańczą Armią przeprowadziły zaplanowany i skoordynowany atak na 96 polskich miejscowości na obszarze Wołynia. Na niczego niespodziewających się polskich mieszkańców Wołynia, przebywających tego dnia w kościołach, czy zagrodach, runęły zmasowane siły UPA, wsparte przez okolicznych chłopów. Ataki we wszystkich miejscowościach przebiegały zawsze tak samo. Wieś, kościół okrążano szczelnym kordonem, aby następnie dokonać rzezi, której w wielu przypadkach dokonywali ukraińscy chłopi. Następnie zabierano polski majątek i palono wieś. Ten, kogo zastrzelono, ten miał „szczęście”. Często nad Polakami pastwiono się wiele godzin, zadając ogromny ból za pomocą tortur. Obcinanie języków, nabijanie dzieci na sztachety, obdzieranie ze skóry, wydłubywanie oczu, topienie w studni, żywe pochodnie, rozbijanie głów siekierami, zaszywanie żywego kota w brzuchu, to tylko nieliczne metody tortur. Członkowie UPA chwalili się potem, że ostał się ani jeden żywy Lach.
Szał bestialstwa Ukraińców rozlał się na obszarze całego Wołynia. We wszystkich powiatach płonęły osady, wsie, kościoły, a w nich bezbronni Polacy. OUN i UPA w swoim szale mordowały starców, kobiety, niemowlęta, dzieci, mężczyzn stosując rozliczne tortury, a ocalałych Polaków ścigali na obszarze całego Wołynia. Owładnięci chorą ideologią antyludzkiego i barbarzyńskiego ukraińskiego nacjonalizmu mordowali również Ukraińców, którzy ratowali Polaków.
O nienawiści do Polaków niech świadczy przykład porucznika Zygmunta Rumla zwanego również „Baczyńskim Kresów”, który 10 lipca 1943 r. udał się na rozmowy z UPA, by powstrzymać mordy. W geście dobrej woli i polskiego honoru nie zabrał broni. Ukraińcy rozerwali go końmi. . Miał 28 lat.
Jarosław Iwaszkiewicz wspominając śmierć młodego poety napisze „Był to jeden z diamentów, którym strzelano do wroga. Diament ten mógł zabłysnąć pierwszorzędnym blaskiem”.
Według obliczeń Ewy oraz Władysława Siemaszków, w lipcu oraz sierpniu zaatakowano około 800 miejscowości, mordując niemal 20 tys. osób
Mordy nie zaczęły się jednak w 1943 r. Miały miejsce znaczenie wcześniej, bo już od 1939 r. rosła tylko skala tego zjawiska. Najpierw pojedyncze przypadki, potem grupki, a następnie całe osady. Wszyscy byli mordowani zawsze w okrutny sposób Taki los spotkał kolonię Parośl, Lipniki, Janową Dolinę.
Grzechem z mojej strony byłoby, nie wspomnieć o tych miejscach gdzie Polacy stawili opór. Samodzielnie organizując się, tworząc oddziały fortyfikując wsie, osady i gromady ludzkie. Uzbrajano się w pałki, kosy przekute na sztorc, siekiery, dubeltówki, samopały. Czasem z litości Niemcy podrzucali jakąś broń. Tak było w sławnym Przebrażu, gdzie tysiąc osób stawiało bohatersko czoła przez pół roku UPA, tak było w Hucie Stepańskiej i Wyrce. Często ocalenie przychodziło ze strony sowieckich partyzantów. Czasem zdarzało się, że Niemcy ulitowali się nad losem mordowanych, odprowadzając Polaków pod eskortą w bezpieczne miejsce.
Rzezie nie skończyły się jednak w lipcu 1943 r. Mordowanie Polaków wznowiono w sierpniu 1943 r., a następnie w grudniu 1944 r., gdy na zasiadających do kolacji Wigilijnej zaskoczyły bandy uzbrojone w siekiery i widły. Król świata i Zbawiciel przyszedł na świat, a mieszkańcy Wołynia konali w kałużach krwi. Mordy ustały dopiero, wtedy gdy na Wołyń wkroczyły regularne jednostki Armii Czerwonej.
Przez cały czas trwania mordów propaganda OUN usprawiedliwiała zbrodnie na Polakach jako zemstę za okupację oraz wyzysk ukraińskich chłopów, zachęcając przy tym chłopstwo ukraińskie do walki z Polakami, jako tymi, którzy stoją na drodze do utworzenia niepodległego państwa. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, dlaczego ukraińskie mordy przebiegały w taki, a nie inny sposób oraz dlaczego do nich doszło. W założeniach polityki Ukraińskich Nacjonalistów miała powstać niepodległa Ukraina, tylko dla Ukraińców, bez innych współobywateli. OUN-B dążył do usunięcia z terenów „rdzennie” ukraińskich, tylko im wiadomego, wrogiego elementu. Wizja Wielkiej Ukrainy pociągała za sobą rzesze ślepo wierzących w słuszność sprawy. Część Ukraińców, zwłaszcza tych młodych, odrzuciła możliwość ciężkiej pozytywistycznej pracy na rzecz budowy swojej państwowości i wybrała, natchniona komunistyczną wizją rewolucji oraz przewrotu Faszystów we Włoszech, współpracę ze skrajnymi organizacjami o podłożu nacjonalistycznym.
Dziś 77 lat od tych wydarzeń pomordowani nadal nie mają symbolicznych grobów. Ukraina blokuje możliwość ekshumacji i godnego pochówku. Strażnikami pamięci o tamtych strasznych dniach są rodziny zamordowanych, którzy kultywują pamięć o swoich bliskich. Przez cały okres PRL rodziny ofiar ukraińskiej rewolty, jak i ocaleni, nie mogli liczyć na żadne wsparcie ze strony komunistycznych władz Polski. To, czego doświadczyli w latach wojny, trwale odbiło się na ich zdrowiu psychicznym i fizycznym.
Przez cały okres istnienia PRL, wydarzenia na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej były objęte milczeniem i zakazem mówienia o tym w mediach. Wynikało to z grabieży tych terenów oraz włączenia ich do ZSRR. Propaganda komunistyczna starała się zatuszować fakt polskości tych ziem i tysięcy tragedii, które miały miejsce od 1939 do 1945 r. Rodziny Wołyńskie zostały pozostawione same sobie i na słowa prawdy oraz współczucia o ich tragedii musiały czekać znacznie dłużej niż Rodziny Katyńskie.
Wszystkim pomordowanym na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej winni jesteśmy pamięć i modlitwę. Każdego 11 lipca powinniśmy na symboliczne pomniki przynosić kwiaty lnu – symbol przerwanego życia na Wołyniu oraz w ubrania wpinać przypinki z tym symbolem, by oddać hołd zamordowanym przez potwory z tryzubem. Tylko że przypinek z kwiatem lnu nikt nie rozdaje, noszą je tylko nieliczni, nikt z celebrytów i dziennikarzy nie ma wpiętych kwiatów lnu w klapy marynarek… Nie ma, bo to nie żonkile.
