Pozostał nam tylko napis na krzyżu który upamiętnia te tragiczne wydarzenia. Słowa które w najprostszy sposób oddają to wszystko co przydarzyło się mieszkańcom Pragi. Atak armii Suworowa, zakończony największą zbrodnią, na terenie naszej dzielnicy, nazwaną Rzezią Pragi. Zapamiętajmy tę datę 4 listopad 1794 roku. To o tym dniu pisali kronikarze: „Oderwane od piersi matek niemowlęta brano na spisy, by nie urosły do zemsty; zakonnice, zamknięte w klasztorze Bernardynek, zgwałcono i zarżnięto; dziewiętnastu Bernardynów i siedmiu starców kalek, rezydujących w klasztorze, poniosło śmierć męczeńską. Z domów wywlekano nieszczęsnych, by wśród pijackiej uciechy wymyślną zadać im śmierć. Niebawem place zasłane były ohydnie zsiekanymi trupami, bez odzieży, w jednej przerażającej masie wtłoczonych w błoto, bezkształtnych, a jednak drgających jeszcze niekiedy spazmami życia gromad i zwalisk. Z pośród kul świstu i huku pękających bomb wydobywały się jęki i wołania, co przerażały serca i sięgały aż do nieba. Obok ciał ludzkich piętrzyły się stosy bezładnie porzuconych sprzętów, krwawiły się pokaleczone trupy koni, psów, kotów, nierogacizny, gdyż rozjuszone widokiem krwi żołdactwo nie przepuszczało nawet zwierzętom. Zapalona od kul i kozackich żagwi Praga stanęła w płomieniach i dymie, dachy zawalały się z trzaskiem wśród przeraźliwego wycia zdobywców” W dymie pożarów, wśród huku dział, walczyli ostatni żołnierze Insurekcji Kościuszkowskiej. Fortyfikacje Pragi tworzyły trójkąt, którego podstawą był nurt Wisły. Na zewnętrzny pierścień obrony składały się trzy rzędy zasieków oraz liczne wilcze doły. Po ich sforsowaniu napastnik musiał zmierzyć się jeszcze z głębokim, trzymetrowym rowem, za którym wzniesiono dwadzieścia pięć bastionów artyleryjskich. Z praskich szańców mierzyło we wroga osiemdziesiąt osiem artyleryjskich luf. Pozycji polskich broniło blisko czternaście tysięcy żołnierzy, wspieranych przez pięć tysięcy uzbrojonych mieszczan. Nie byli oni jednak godnym przeciwnikiem dla pułków wodza Moskali, hrabiego Aleksandra Wasiljewicza Suworowa… Na Polaków uderzyły oddziały, w łącznej sile 41 batalionów piechoty i 31 szwadronów jazdy, podzielone na siedem kolumn. Przed każdą kolumną posuwało się 128 strzelców wyborowych i 272 robotników z drabinami, kratami i faszynami. Celny ogień snajperów unieszkodliwił zaraz warty obrońców, podczas gdy robotnicy sprawnie torowali przejście przez labirynt zasieków, wilczych dołów i rowów. W uczyniony wyłom wlała się natychmiast moskiewska piechota – bataliony jegrów, grenadierów i muszkieterów – przechodząc od razu do ataku na bagnety. „- Kula głupia, bagnet zuch!” – powtarzał wszak stale Suworow. Rosyjscy robotnicy nie ustawali w niszczeniu szańców, otwierając drogę dla własnej kawalerii. Wtedy do akcji wkroczyły szwadrony kozaków. Mimo liczebnej przewagi atakujących, obrońcy nie dali łatwo za wygraną. Szczególnie zacięte boje toczyły się wokół reduty na Piaskowej Górze oraz na głównym szańcu w rejonie Zwierzyńca. Biły się tu dzielnie oddziały litewskie, po raz kolejny cementując krwią integralność Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To tutaj padł rażony bagnetem generał Jakub Jasiński, przywódca insurekcji wileńskiej. Polegli generał Paweł Grabowski i eks-poseł Samuel Korsak, współtowarzysz Rejtana z sejmu rozbiorowego 1773 r. Zginęli pułkownicy Józef Górski i Walenty Kwaśniewski, podpułkownik Feliks Grabowski, major Michał Suchodolec… Wszystko na próżno! Po czterech godzinach walki Praga padła. Wtedy nastąpiło najgorsze – odurzone wódką, rozwścieczone stratami moskiewskie żołdactwo rzuciło się do mordowania bezbronnych. Nie darowano rannym leżącym na polu bitwy, jeńcom, ani ludności cywilnej. Sołdaci zarzynali swe ofiary bagnetami, rąbali szablami i siekierami, a kozacy z upodobaniem nadziewali maleńkie dzieci na ostrza pik. „Zamordowali też wtenczas siedmiu Bernardynów, samych starców i kaleki, którzy nie nadążyli na czas ujść przed nimi. Takich ohydnych postępków były nie setki, lecz tysiące. Nie uszanowali nawet grobów. Między innymi padł ofiarą rozbestwienia żołdackiego grobowiec hetmana Czarnieckiego w Czarncy. Rotmistrz rosyjski stłukł trumnę metalową szukając, czy nie znajdzie przy zwłokach kosztowności. Rotmistrz!” (Koneczny) Aleksander Suworow wspominał: „Straszny był przelew krwi; na każdym kroku ulice były okryte trupami, wszystkie place były zasłane zwłokami; ostateczne i najstraszniejsze wytępienie odbyło się nad brzegiem Wisły na oczach ludu warszawskiego. (…) Krew płynęła strumieniami. Wisła zaczerwieniona unosiła prądem swym ciała tych, którzy tonęli szukając w niej ratunku”. Niektórzy oficerowie rosyjscy próbowali przerwać orgię okrucieństw i grabieży. Pobitewny amok był jednak nie do opanowania. „- (…) piętrzyły się stosy ciał żołnierzy, cywilnych, Żydów, księży, zakonników, kobiet i dzieci. Na widok tego wszystkiego serce zamierało w człowieku, a obmierzłość obrazu duszę jego oburzała. W czasie bitwy człowiek nie tylko nie czuje żadnej litości, ale rozzwierzęca się jeszcze, lecz morderstwa po bitwie, to hańba” – pisał jeden z tych sprawiedliwych, Lew Engelhardt. Jego rodak, pułkownik Lieven, który nie oszczędzał się podczas szturmu, teraz krzyczał do swych podwładnych, że „bić się można z uzbrojonymi, lecz nigdy z rannymi i zupełnie bezbronnymi”. Jakiś grenadier, sprawnie mordujący rannych Polaków siekierą i bagnetem, odwarknął mu zaraz: – Wszystko to psy, walczyli przeciw nam, więc muszą zginąć! Pamiętajmy, Polska ziemia nie raz spływała krwią swych obrońców. Nie raz musiała przyjąć do siebie swoich synów. Nie bez przyczyny w tak wielu miejscach wyrosły na naszej ziemi tablice pomniki i krzyże.