Jan Paweł II „człowiek różańca” – świadek eksterminacji Polaków i polskiego duchowieństwa w latach niemieckiej okupacji 1939-1945, dla którego modlitwa różańcowa miała wyjątkowe znaczenie, o której często pisał i mówił, wybrany na „Stolicę Apostolską” w przemówieniu 16 października 1978 r. wypowiedział takie słowa: „Różaniec jest moją codzienną modlitwą i muszę powiedzieć, że jest modlitwą cudowną w swojej postaci i swojej głębi…. W tej modlitwie jest siła… . ”
Dla polskich duchownych, więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych, w tych nieludzkich warunkach modlitwa i odmawianie różańca pozwalało zachować ludzką godność i chrześcijański etos, dawało nadzieję przeżycia. Kształt Różańca stworzył w 1948 r. dominikanin, bł. Alan de la Roche. Podzielił koronkę na 5 tajemnic składających się z dziesięciu paciorków i nazwał ją Psałterzem Maryi.
W niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau, centralnym miejscu eksterminacji polskiego duchowieństwa, po przekroczeniu bramy obozowej z cynicznym napisem Arbeit macht frei-(tłum. j. niem. Pracą do wolności), odbierano kapłanom sutanny – symbol kapłaństwa, przedmioty osobiste, w tym kultu religijnego: książeczki do nabożeństwa, brewiarzem, medaliki, różańce. „Bardzo przeżyłem ten moment-wspominał po wojnie ks. Leon Stępniak z archidiecezji poznańskiej, więzień Dachau, numer obozowy 22036 – cyt.: „Jeden z izbowych wziął te różańce i wrzucił do kubła na śmieci. Po paru dniach zachorował i zmarł. Blokowi przestraszyli się. Gdy przybył nowy transport więźniów, przy następnej rewizji oddali zabrane różance zaufanemu księdzu., ale tu nowa rewizja, kto jeszcze coś miał utykał w ziemi i na trawniku. Tak uczynił ks. Teodor Korcz, swój różaniec, ukrył w trawniku obozowej alejki. W Dachau także jakiekolwiek formy życia religijnego – poza okresem tzw. „przywilejów” od wiosny 1941 r. do 18 września 1941 r., gdy pozwolono polskim duchownym uczestniczyć we Mszy św., urządzonej w kaplicy dla księży niemieckich, czeskich, francuskich – były zakazane. Pozostawała tylko cicha modlitwa odmawiana w myślach po pracy, a czasem po wieczornym apelu przed snem. Czyniono to w tajemnicy, gdyż nienawiść do księży ze strony SS-manów była tak wielka, że: „Gdyby któryś z księży odważył się publicznie uczynić znak krzyża, lub gdyby przyłapano kogoś na modlitwie, lub znaleziono medalik lub cząstkę różańca, blokowy czy izbowy miał prawo zbić go i skopać aż do utraty przytomności lub życia, […].” Jakże niezwykła siła różańca w wydarzeniu, które opisał ks. Konrad Szweda w Kwiaty na Golgocie, cyt.: „Ks. Władysława Dębskiego z Inowrocławia zamordowano za to, że nie chciał podeptać różańca św. Do kolegów powiedział <wszystko ścierpieć, na nic nie narzekać, na nic nie narzekać>. Nad jego zwłokami kat polecił ks. Gołębiowi, werbiście, wygłosić mowę pogrzebową. Ten zaczął: -Żegnam Cię kochany Profesorze – . Odszedłeś po nagrodę. Tylko tam gdzieś płacze twoja matka, 90. letnia staruszka, które więcej nie przytuli Cię do swojego stęsknionego serca. –Dosyć przerwał esesman i odszedł przerażony. Widocznie wspomnienie matki wzruszyła kata. Odtąd już księży nie zabijał.” Wspomniany ks. Leon Stępniak do końca życia zadawał sobie pytanie: „Dlaczego ja przeżyłem. Co mnie ocaliło? – ale odpowiedzi nie szukał, wiedział. Była to nowenna oraz modlitwa różańcowa mojej Matki z dziewięciorgiem mojego rodzeństwa do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy? Oraz moja modlitwa. Może sam Bóg! Przez pięć obozowych lat, każdego dnia modliłem się o łaskę zdrowia, wytrwania i wolności. Różaniec odmawiany na palcach towarzyszył mi wszędzie.” Czyż to nie jest cud, wspominał ks. Leon Stępniak w rozmowie ze mną: „Gdy pracowałem na wielohektarowych plantacjach, na tzw. „Freilandzie”, był to 1943 r., pilnujący nas młody SS-mann prowadził mnie do lasu po świerkowe gałęzie. Kiedy w rozmowie ze mną dowiedział się, że jestem polskim kapłanem, wyjął z kieszeni różaniec, wręczył mi go, mówiąc, że to różaniec od matki. Wtedy uklęknąłem, pocałowałem różaniec i chciałem oddać żołnierzowi. Ten kazał mi go jednak zatrzymać, on ci pomoże wytrwać i doczekasz końca wojny. Powiedział, że wkrótce jedzie do domu na urlop i od matki dostanie nowy różaniec, dodał, że jest rodziny katolickiej. Ponieważ za posiadanie różańca groziła surowa kara, na spodiach, w takim miejscu, gdzie najmniej rewidowano, przyszyłem łatkę z takiego samego materiału, co ubranie więzienne i w taką małą kieszonkę wkładałem ten różaniec. Porozrywał się, pozostał tylko krzyżyk i kilka paciorków. Po wojnie próbowałem tego Niemca odnaleźć, niestety, nigdy więcej go już nie spotkałem.” Prawdopodobnie śp. Ksiądz Leon Stępniak był jedynym polskim kapłanem, któremu różaniec podarował SS-mann. Ten podarowany przez SS-manna „Różaniec” towarzyszył ks. Leonowi do końca życia. Dzisiaj, przekazany mi przez ks. Leona Stępniaka w testamencie „Różaniec” od SS-manna, oprawiony w złotą ramkę, jest dla mnie jak najcenniejszy skarb. W Dachau zwykły szewski gwóźdź stawał się paciorkiem różańca. Ksiądz Alfred Szczepański, wikariusz i kapelan 67 pp WP w Brodnicy –numer obozowy 22530 wspominał: „Przy stole moim, w komandzie pracy dla szewców – zmuszony do naprawiania więziennych „trepów” – każdego dnia odmawiałem różaniec. Po każdym Zdrowaś Mario odkładałem jeden gwóźdź na bok. Dziesięć gwoździe to jedna cząstka różańca. Moim paciorkami różańca były szewskie gwoździe.” „Podczas porannego oraz wieczornego apelu można było odmówić cząstkę różańca. Budowałem się wewnętrznie, gdy nasi współtowarzysze tą wzniosłą praktykę odprawiali prawie że głośno w czasie popołudniowej pracy” – Jan Rykała-więzień Gross-Rsen, Dachau, Dora, Bergen-Belsen.
„Różańce z Gusen”.
W niemieckim obozie koncentracyjnym Gusen I, największej filii Mauthausen(Austria) w Wieczór Wigilijny 1941 r. piętnastoosobowa grupa bliskich sobie kolegów, między innymi Wacław Milke Stefan Niewiada, kleryk Piotr Naruszewicz, Mieczysław Paszkiewicz, Alojzy Waluś i inni, utworzyła tzw. „Żywy Różaniec”. Była to jedna z form oporu. Każdy z uczestników zobowiązał się odmawiać codziennie jedną dziesiątkę różańca i zachęcać do odmawiania różańca innych kolegów. W dniu 2 lutego 1942 roku, w Święto Matki Boskiej Gromnicznej, na zorganizowanym potajemnie koncercie, na którym śpiewano pieśni religijne i patriotyczne, z inicjatywy członków „Żywego Różańca” nastąpił akt zawierzenia Matce Bożej całego obozu. Ziarenkami różańca, przemyconego z magazynu odzieżowego przez Teofila Czepionkę, więźniowie otoczyli obóz. Członkowie „Żywego Różańca” postanowili także wykonać różaniec-wotum, by po powrocie do Kraju złożyć różaniec Matce Boskiej na Jasnej Górze. Pomysłodawcą był wspomniany Wacław Milke z Płocka i Władysław Gębik z Olsztyna. Ostatecznie do dnia wyzwolenia obozu wykonano 200 kostek-urn. Zostały wykonane z granitu, drewna i szyby wojskowego samolotu amerykańskiego zestrzelonego nad Gusen. We wspomnieniach byłych więźniów czytamy , że inspiracją wykonania pierwszej części różańca – votum było zamordowanie przez esesmana księdza, modlącego się w ukryciu na różańcu, prawdopodobnie otrzymanym od kolegów zatrudnionych w magazynach odzieżowych: „Pobity zlany krwią na wpół przytomny więzień, połykał ziarenka różańca dopóki przy akompaniamencie szyderczych i ordynarnych śmiechów zebranych esesmanów dalej bity i kopany nie zakończył życia. Wiadomość o bestialskim zamordowaniu księdza błyskawicznie rozeszła się wśród więźniów, wywołując oburzenie nie tylko wśród więźniów katolików, ale także innych wyznań i niewierzących”.
W pierwszej gusenowskiej wersji – jeszcze podczas pobytu w obozie – „Różaniec” miał składać się z 150 połączonych kostek-urn i miał stanowić symbol, który zawieszony na potężnym krzyżu wykutym przez kolegów z gusenowskiego granitu miał przypominać światu zbeszczeszczenie człowieczeństwa przez ludobójców spod znaku swastyki. Surowy krzyż ten miał być jedyną ozdobą głównego ołtarza Świątyni Męczenników-centralnego pomnika wieloczłonowego wybudowanego przez wszystkie narody, których przedstawicieli zakatowano w obozach koncentracyjnych. Opracowany przez nas szczegółowy plan tego gigantycznego memento dla ludzkości przewidywał zlokalizowanie go na terenie Polski jako państwa, które w latach 1939-1945 poniosło największe ofiary, i to nie tylko w ludziach”. Pomnika Świątyni Męczenników nie ma, pozostały trzy różańce.
Pierwszą część – radosną różańca wykonano w połowie 1943 r. z granitu, z kamienia, tego, który więźniowie nosili na swoich plecach. Kostki granitowe w ilości 59 sztuk wykonali więźniowie Hiszpanie, Francuzi i Włosi, pracujący w komandzie obróbki kamienia. Każda kostka posiadała wywiercony otwór, w którym złożono prochy zamordowanych i spalonych w krematorium więźniów. Następnie kostki zagipsowano i pomalowano na czarny kolor z białymi kropkami od 1 do 6, imitującymi kostki do gry. Wykonanie kostek odbyło się w wielkie tajemnicy. Wszystkie kostki zostały rozdane wśród uczestników więźniów „Żywego Różańca” i wyniesione po wyzwoleniu obozu 5 maja 1945 roku. Uroczyste przekazanie złożonego z ocalałych kostek różańca – votum na Jasną Górę w Częstochowie odbyło się w sierpniu 1960 roku podczas Mszy św. celebrowanej przez b. więźnia, ks. Antoniego Jezierskiego w obecności byłych więźniów Gusen-uczestników „Żywego Różańca”. Organizatorem złożenia Różańca był druh Wacław Milke z Płocka, przedwojenny działacz harcerski. Kostki granitowe – urny zostały umieszczone w ziarenkach wykonanych ze srebra. Wykonawca był Bronisław Piotrowski z Płocka.
W 1943 r. w Gusen wykonano drugą część różańca – bolesną. Kostki tej części różańca zrobiono z kawałka drewna, ułamanego z obozowej szubienicy. W nich również umieszczono prochy więźniów spalonych w krematorium. Podobno została wykonana dla uczczenia śmierci 17-letniego chłopca, który przywieziony do obozu został rozstrzelany w bestialski sposób. W tych kostkach także umieszczono prochy więźniów. Druga część różańca – bolesna, została złożona w 1979 r. w kościele akademickim św. Anny na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w obecności byłych więźniów Gusen. Oprawę artystyczną ze srebra wykonała artysta – plastyk Anna Grocholska z Warszawy (także dla Różańca złożonego w Katedrze Wrocławskiej). Każdego roku w miesiącu październiku, nabożeństwa różańcowe odmawiane są na tym Różańcu. W dniu 1 października w Nabożeństwie Różańcowym uczestniczą byli więźniowie Mauthausen-Gusen i ich rodziny.
W 1944 r. podczas jednego z nalotów alianckich nad obozem Gusen został zestrzelony samolot amerykański. Część jego siedmioosobowej załogi została zabita przez esesmanów jeszcze w trakcie opadania na spadochronach. Pozostałych członków załogi Niemcy także zastrzelili i spalili w krematorium w Mauthausen. To bestialskie zamordowanie bezbronnych lotników wstrząsnęło polskimi więźniami. Wtedy powstała myśl wykonania trzeciej części różańca – chwalebnej. Z części plastikowej szyby, oderwanej z zestrzelonego samolotu wykonano 55 sztuk kostek-urn z prochami, pomalowano na czarno by jak poprzednie imitowały kostki do gry. W kostki-urny umieszczono prochy zamordowanych i spalonych lotników. Trzecia część różańca-chwalebna została złożona w październiku 1980 r. w Katedrze Wrocławskiej, w asyście księży byłych więźniów i w obecności byłych więźniów obozu Gusen.
Więźniowie Gusen, poprzez te trzy Różańce oddali hołd wszystkim tym, którzy zginęli z rąk zbrodniarzy w niemieckich obozach koncentracyjnych. Z listu Stanisława Koprowskiego do Ojca Remigiusza z dnia 27 czerwca 1989 roku wynika, że był jeszcze czwarty i piaty różaniec. Czwarty otrzymał ks. kardynał Józef Glemp. Piąty przekazany został w Gdańsku Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Do tych różańców nie udało mi się dotrzeć, ale ustalenie, czy były takie różańce i gdzie obecnie się znajdują jest konieczne.
Trzy kostki – urny wykonane w Gusen znajdują się w Muzeum Historii Polski w Warszawie. Wspomniany więzień Gusen, druh Wacław Milke, w drewnianym pudełku do mydła, schowanym w Gusen w szafce z podwójnym dnem, wyniósł z obozu garstkę prochów więźniów spalonych w krematorium. W październiku 1947 roku w obecności mieszkańców Płocka odbył się symboliczny pogrzeb tych mieszkańców Płocka, którzy zginęli w czasie wojny. Malutka trumienka z prochami została wmurowana w kaplicy Sierpskich w Katedrze Płockiej na pamiątkę przeżytej gehenny obozowej.Kolejne wydarzenie jakże wymowne i warte przypomnienia: Ksiądz Piotr Naruszewicz i wtajemniczeni więźniowie (m.in. Wacław Milke) przechowywali w magazynie Krzyż. Ludzie idący „do gazu” całowali ten krzyż, prosili Jezusa o przebaczenie grzechów. Po opuszczeniu obozu krzyż zabrał ze sobą Milke, nosił go zawsze przy sobie. Drugi krzyż, który jakiś czas wisiał w obozowej kostnicy przechował i zabrał ze sobą do Polski także Wacław Milke. Do końca życia krzyż ten wisiał w pokoju byłego więźnia Gusen. Obecnie jest cenną rodzinną pamiątką-zob. [w:] Druh, Piękne życie Wacława Milke, Płock 2010, praca zbiorowa pod red. B. Strzeleckiej, A. Milke, T. Milke. Informacje o trzech „Różańcach z Gusen” przekazał także Pan Jan Wojciech Topolewski, więzień niemieckiego obozu Mauthausen-Gusen. Aresztowany po powstaniu warszawskim, w wieku 13 lat, razem z rodzicami Janem i Jadwigą został wywieziony do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz. W Auschwitz zginęła Jego matka. Z Auschwitz z ojcem został wywieziony do Mauthausen-Gusen. Doczekali wyzwolenia, niestety Ojciec zmarł w Mauthausen wkrótce po wyzwoleniu obozu. Wojciech Topolewski w 1946 r. wrócił do Warszawy, gdzie mieszka do dnia dzisiejszego.
„W obronie wartości najwyższych oddawali życie ludzie, a ich ofiara musi zobowiązywać następne pokolenia. Taki winien być przeszłościowy, formatywny przekaz o ocaleniu ludzkiej twarzy”- powtórzę za prof. Wiesławem Janem Wysockim z publikacji pt. Bóg na nieludzkiej ziemi, 1982.
Warto pamiętać, że: w 1883 r. Papież Leon XIII wprowadził do Liturgii Loretańskiej wezwanie: „Królowo Różańca Świętego – módl się za nami”, a 2 lata później zlecił, by w kościołach odmawiano Różaniec przez cały październik.