Wybory, wybory i po wyborach. Mieliśmy 11 owoców do wyboru, a każdy zgnity lub nadgryziony. Na końcu plantatorzy dyń pobili się z plantatorami truskawek, a teraz plantatorzy truskawek grożą, że będą na straż miejską dzwonić i domagać się anulowania transakcji i ponownego otwarcia targowiska.
Taka to polska rzeczywistość.
To czego zaborcom nie udało się przez ponad 100 lat osiągnąć dwie partie polityczne, domniemywam, że rodzime, osiągnęły w 25 lat. Podzieliły społeczeństwo. Jak nie jesteś fanem truskawek to musisz być dyni. Nie masz możliwości lubienia, ani nie masz możliwości nie lubienia obu.
A ja akurat nie lubię i nie ufam obu.
Dynie składały przysięgę i to co najmniej dwukrotnie, że będą targowiska bronić, po czym podpisują zmiany w regulaminie targowiska niezgodnie ze statutem tegoż (konstytucją). Są to ogólnie znane fakty z okresu poprzedniego panowania dyni. Z punktu widzenia więc moralno – prawnego, nie jest właściwym by dynie, które łamią własne słowo sprawowały tak ważny urząd, jak urząd nadzoru nad targowiskiem.
Truskawki, chociaż urokliwe, miały bronić i zarządzać samym centrum bazarku (stolicą), zamiast tego poszalały sobie na budżecie wydając fundusze na prawo i lewo, często na poziomie graniczącym z niegospodarnością, a zasługi poprzednich ekip (np. stacje metra) stały się nagle ich zasługami, mimo, że na bazarek trafiły ledwie parę miesięcy temu… no może rok.. ale budowy trwające latami to nagle ich osiągnięcie.
Idąc na bazarek w ubiegłą niedzielę (13.07) kupujący miał więc wybór między nadgnitymi truskawkami wystawionymi w koszyczkach wypucowaną czerwoną i błyszczącą stroną, a od spodu pokrytymi pleśni, jeśli nie innych rzeczy, to chciwości (w ideologię nie wchodźmy) a dyniami, które zostały przez sprzedawców ładnie pomalowane i polakierowane 500+ etc. Tak czy owak, zatrucie pokarmowe gwarantowane.
Ponadto, nasz system nabywania uniemożliwia dokonanie innego wyboru niż podawane przez sprzedawców, a jeść, chciał nie chciał, człowiek musi.