„Staję do walki, tak, jak i poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści’’
Józef Piłsudski
Jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości Józef Piłsudski był pewien, że po 123 latach zaborów w odrodzonej Rzeczpospolitej zakończą się wszelkie spory polityczne i podziały. Walki o władzę rozwiały jego marzenia.
Lata, które poprzedziły wydarzenia maja 1926 roku, były nacechowane niepokojem w życiu społecznym i politycznym. Fatalna sytuacja gospodarcza kraju była powodem licznych strajków robotniczych i pracowniczych. Polityka gospodarcza kolejnych rządów była powodem ogromnej złości społeczeństwa. Waluta traciła na wartości. Hiperinflacja wpływała na opłacalność eksportu i w krótkim czasie doprowadziła do obniżenia wartości wykonywanej pracy. Ogromny problem sprawiła reforma rolna, która nie znalazł poparcia wśród ziemian, a dla chłopów byłą niekorzystna. Nieurodzaj z poprzedniego roku doprowadził do klęski w rolnictwie. Rosło bezrobocie. Największym problemem była jednak polityka gospodarcza rządu niezgodna z programem prawicy i lewicy, co doprowadziło do rozpadu koalicji Skrzyńskiego.
Piłsudski nie mógł również znieść tego, że od 1923 roku przebywał na politycznej emigracji, ale nie zamierzał na niej pozostać. Jeździł po Polsce, wygłaszał przemówienia, spotykał się z ludźmi i budował sobie zaplecze społeczne. Jego poparcie na lewicy wciąż było ogromne, jednak największe wpływy miał w wojsku, szczególnie w środowisku legionowo-peowiackim.
W drugiej połowie kwietnia 1926 roku, wykorzystując kryzys gabinetowy, Piłsudski włączył się do gry politycznej. W ocenie wielu historyków właśnie wtedy w jego umyśle narodził się plan posłużenia się takim narzędziem nacisku, które umożliwi skuteczny nacisk na polityków, a w pierwszej kolejności na Stanisława Wojciechowskiego. Wiernym i posłusznym narzędziem w ręku Piłsudskiego miało być wojsko złożone z wiernych – oddanych lepiej mu jednostek. Sytuacja zaostrzyła się po utworzeniu nowego rządu Chjeno-Piasta złożonego z koalicji Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej i PSL „Piast”.
9 maja 1925 roku Wincenty Witos w wywiadzie dla „Nowego Kuriera Polskiego” postanowił rzucić wyzwanie Piłsudskiemu.
„Niechże wreszcie Marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niechże stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie.”
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, a Piłsudski postanowił podjąć rzucone mu wyzwanie. Z dużym prawdopodobieństwem należy założyć, że 11 maja Piłsudski podjął decyzję o tym, że należy wywrzeć presję na prezydenta i rząd. W tym celu potrzebna była odpowiednia demonstracja siły, która doprowadziłaby do upadku rządu i rozpadu koalicji. Wśród zwolenników siłowego przejęcia władzy było wielu masonów. Wielka Loża Narodowa Polski czynnie włączyła się w przygotowanie zamachu, rozpowszechniając w społeczeństwie pogląd, że Piłsudski jest jedyną opcją ocalenia.
Gdyby wszystko poszło po myśli Marszałka, prezydent zyskałby swobodę ruchów, a Marszałek byłby jego „środkiem stabilizującym”. Józef Piłsudski nie przewidział jednak, że jego przeciwnicy są również w armii.
Rankiem 12 maja w prasie pojawiły się informację o tym, że dom Marszałka został ostrzelany. Sprawcami mieli być prawicowcy. Dopiero później okazało się, że informacje o tym czynie były bredniami wyssanymi z palca, ale ziarno niepokoju zostało zasiane.
W czasie, gdy zwolennicy Marszałka dyskutowali o dalszych planach, on sam samochodem udał się do Belwederu, by negocjować z Wojciechowskim i zażądać od niego ustąpienia Witosa. Do spotkania jednak nie doszło przez brak obecności prezydenta w Warszawie.
Generał Malczewski, widząc, co się szykuje wezwał do Warszawy wsparcie z Łowicza, Ostrowia Łomżyńskiego, Poznania i Lwowa. Siły, które ruszyły na ratunek Warszawie miały nie dopuścić do rozlewu krwi. Obronę Warszawy złożono na ręce generała Tadeusza Rozwadowskiego, który był bohaterem wojny z bolszewikami oraz skutecznie bronił Lwowa przed Ukraińcami. Szefem sztabu Rozwadowskiego został Władysław Anders. Machina została wprawiona w ruch.
O godzinie 14 jednostki wierne Marszałkowi ruszyły na Warszawę. Równy krok marszowych butów zapowiadał najgorsze. Po stronie Piłsudskiego opowiedziało się 15 tys. żołnierzy, a po stronie rządowej ok 10 tys., ale tylko ok. 6 tys. wzięło udział w działaniach. Buntownicy szli na Warszawę.
Generał Malczewski rozkazał obsadzić warszawskie mosty. Nie wiedział jednak, że mający wykonać ten rozkaz gen. Kazimierz Dzierżanowski był zaangażowany w spisek. Tylko żołnierze Oficerskiej Szkoły Piechoty pod dowództwem mjr. Mariana Porwita zostali wierni rządowi i zajęli Most Poniatowskiego. Nie udało się jednak zająć mostu Kierbedzia, przez który przechodziły wojska buntowników.
[…] Powitałem go [Piłsudskiego] słowami: stoję na straży honoru Wojska Polskiego – co widocznie wzburzyło go, gdyż uchwycił mnie za rękaw i zduszonym głosem powiedział – No, no! Tylko nie w ten sposób. – Strząsnąłem jego rękę i nie dopuszczając do dyskusji: – Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej, kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu. – Dla mnie droga legalna zamknięta – wyminął mnie i skierował się do stojącego o kilka kroków za mną szeregu żołnierzy.
Około godziny 17 Piłsudski wraz z podległym mu wojskiem znalazł się w Warszawie. To właśnie wtedy doszło do spotkania na moście Poniatowskiego pomiędzy Piłsudzkim i Wojciechowskim. Interesy obu stron były przeciwne. Marszałek Piłsudski chciał ustąpienia Witosa, prezydent Wojciechowski zażądał natychmiastowej kapitulacji i wycofania. Negocjacje zostały zerwane. Major Porwit odmówił Piłsudskiemu przejazdu przez most Poniatowskiego.
Piłsudski widząc w jakiej znalazł się sytuacji postanowił oddać dowództwo gen. Orlicz-Dreszerowi. Z relacji świadków, że Marszałek był zmęczony, załamany i zniechęcony.
Do pierwszego starcia doszło ok. godziny 18.30 na moście Kierbedzia, gdy 30 pułk piechoty wierny Witosowi podjał działania ofensywne. Naprzeciw nim stał 36 pułk piechoty. Dowódcy zwaśnionych stron zdecydowali się na usunięcie tłumu gapiów. Sympatie mieszkańców Warszawy były jednak po stronie Marszałka, co przełożyło się na morale obrońców. Starcie zakończyło się wycofaniem sił rządowych w głąb miasta. Do krwawego starcia, pierwszego podczas zamachu, doszło na Nowym Zjeździe, ogień otwarli zaś żołnierze strony rządowej. Legalne władze widząc rozwój sytuacji, ogłosiły stan wyjątkowy.
Przebieg walk w Warszawie jest bardzo dobrze znany i opisany przez historyków. Rzeczą, którą wiele osób pomija w ocenie wydarzeń majowych są ofiary i następstwa tego czynu.
Pierwszymi ofiarami decyzji Marszałka są oficerowie, którzy, mając rozdarte serca, woleli popełnić samobójstwo, niż opowiedzieć się po którejś ze stron. Walki i potyczki swoim zasięgiem objęły niemal całą Warszawę, co przyczyniło się do śmierci blisko 379 osób. Większość zabitych stanowili cywile.
Warszawa w maju 1926 roku nie przypominała miejsca, które znamy z opowieści o dwudziestoleciu międzywojennym. Zapanowała anarchia na niespotykaną dotąd skalę. O ile żołnierze zwaśnionych stron starali się nawzajem oszczędzać, o tyle cywile nie mieli zachowań. Jak wynika z relacji świadków, żołnierze Piłsudskiego mieli rozdawać broń cywilom. Na warszawskie ulice wyszły męty społeczne, typy spod ciemnej gwiazdy, którzy wykorzystując sytuację rabowali mienie. Bezbronni żołnierze wierni legalnej władzy po dostaniu się do cywilnej niewoli byli bici, poniżani, opluwani. Wielu z żołnierzy wziętych do niewoli zostało okradzionych. Podczas anarchii rozprawiano się również z przeciwnikami politycznymi. Redaktora naczelnego „Gazety Porannej Warszawskiej” zmasakrowano kolbami. Po mieście grasowały bandy kryminalistów i żołnierzy, którzy napadali na przechodniów. Nie było dla nich żadnych świętości.
Widząc beznadziejną sytuację, w nocy z 14 na 15 maja marszałek Sejmu Maciej Rataj przejął obowiązki prezydenta. Walki na polecenie Rataja zostały zakończone. Unormowaniem stosunków w wojsku miał zająć się gen Lucjan Żeligowski. Na gruncie politycznym za normalizowanie sytuacji był odpowiedzialny Kazimierz Bartel. Zwieńczeniem ogromnego wysiłku był wybór Piłsudskiego na stanowisko prezydenta Polski. Marszałek nie przyjął jednak tego stanowiska i, mimo że w rządzie Bartla był tylko ministrem spraw wojskowych, to faktycznie cała władza leżała w jego rękach.
Zamach majowy zakończył okres rządów parlamentarno-gabinetowych. Przewrót doprowadził do obalenia legalnej władzy i pod pozorem „odnowy moralnej” w Polsce zapanował system autorytarny. Przeciwnicy polityczni Marszałka byli osadzani w więzieniach, bici lub mordowani. Zamach majowy przyczynił się również do wzrostu udziału masonerii w rządzie.
Dziś 94 lata od tamtych wydarzeń jest nam niezwykle łatwo oceniać tamte wydarzenia. Z jednej strony mamy legalne władze, które nie radziły sobie z wykonywaniem powierzonych im obowiązków z drugiej zaś strony mamy Piłsudskiego, który chciał powstrzymać kryzys i unormować sytuację w kraju. Moralna ocena którejś ze stron jest niezwykle trudna i wydaje się być niemożliwa. Jedno jest natomiast pewne. Gdyby zamach majowy wyszedł poza granice Warszawy, doszłoby do niewyobrażalnego rozlewu krwi i najgorszej formy wojny – wojny, w której brat wystąpi przeciwko bratu.