Wychowankowie pisali o nim we wspomnieniach ,,ludzie pokroju Kazimierza Lisieckiego nie rodzą się co dzień” . On sam swoją życiową misję opisywał znacznie skromniej. Kiedy w 1952 r. władze PRL zlikwidowały Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Ulicy (,,przecież w świetlanym ustroju socjalistycznym dzieci ulicy nie było”) , majątek przeszedł na rzecz Skarbu Państwa a Kazimierzowi Lisieckiemu pozwolono ,,łaskawie” kontynuować dotychczasową działalność tyle, że pod nową nazwą , jego samego uczyniono Dyrektorem Naczelnym Państwowego Zespołu Ognisk Wychowawczych (PZOW). Wówczas żartował sobie, że owszem jest ,,Naczelnym” , ale nie dyrektorem a ,,Naczelnym Dzieckiem Ulicy”. I to chyba najlepiej odzwierciedlało jego stosunek ,,do sprawy”. Kim był Kazimierz Lisiecki i czym zasłużył sobie na dozgonną miłość wychowanków i zaufanie ,,wielkich tego świata” na czele z małżonką Ignacego Paderewskiego- Heleną, założycielką Polskiego Białego Krzyża (m.in. sierocińce i Kluby Gazeciarzy) oraz żoną Prezydenta – Marią Mościcką? – Pani Prezydentowa została Honorowym Prezesem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci Ulicy (TPDzUl) a Pan Prezydent Ignacy Mościcki wizytował Ognisko na Długiej i jak to wspominają wychowankowie za pośrednictwem żony ,,dostarczał wiktuały na ogniskowy stół dla ciągle głodnych gazeciarzy”, m.in. w postaci upolowanej własnoręcznie zwierzyny. Na czym polegał fenomen wychowawczy ,,Dziadka”, że czerpie z niego system wychowawczy w Polsce, m.in. ogniska zakładane przez kuratoria oświaty oraz Krajowy Komitet Wychowania Resocjalizującego? I co takiego ten ,,niecodzienny człowiek” w sobie miał, że po wielu latach od śmierci w plebiscycie na ,,Warszawiaka XX wieku” uplasował się na 5 miejscu? Wyprzedzili go jedynie Stefan Starzyński, Jerzy Waldorff, Stefanie Wiechecki „Wiech” i Krzysztof Kamil Baczyński. Tuż za nim uplasował się inny wybitny i szczerze oddany dzieciom, wychowawca – Janusz Korczak. Odpowiedź na powyższe pytania jest jedna- Kazimierz Lisiecki ,,Dziadek” zapewnił kilku pokoleniom podopiecznych, które przewinęły się przez jego ,,Ogniska” nie tylko jedzenie, czasami ubranie (jakąś pomoc materialną), ale ON JE WYCHOWAŁ NA DOBRYCH I ODPOWIEDZIALNYCH LUDZI a to dla dzieci często z dysfunkcyjnych rodzin, czasami ,,sierot” było nie do przecenienia. Stworzył wielką ogniskową rodzinę- ,,ogniskową ferajnę” a jego,, dzieci” mając mocno wryte w głowach i sercach słowa ,,Dziadka” o tym, że w życiu nie ma,,NIC ZA DARMO” i ,,ODDAJ COŚ WZIĄŁ”- jedne z wielu składających się na ,,ogniskowy kodeks moralny”, kontynuują misję swego wielkiego ,,Dziadka”. Każdy z wychowanków ,,Dziadka” musiał przyjąć do stosowania pewien styl postępowania ,,Ogniskowca” , który Kazimierz Lisiecki wyrażał czasami w mocnych słowach, ale które to słowa do jego zahartowanych życiem ,,Felusiów” trafiały i które do końca życia będą kojarzyć im się właśnie z NIM. Niektóre z tych zasad przytacza we wspomnieniach jeden z wychowanków; wieloletni prezes ,inicjator i współzałożyciel Koła Wychowanków ognisk TPDzUl, obecnie prezes honorowy – Bogusław Homicki w swojej książce ,,Kazimierz Lisiecki. Dziadek. Opowieść o Naczelnym Dziecku Ulicy i jego ferajnie.” Pan Homicki wymienia, m.in. takie wpajane przez ,,Dziadka’’ zasady: – dotrzymuj danego słowa- nie rób z gęby cholewy; – zrobiłeś coś złego, zrób coś dobrego; – HONOR sprawą najważniejszą – portki stracisz, to je odkupisz, honoru nie odkupisz; – Łobuziną potrafi być każdy pętak, honorowym chłopakiem- nie każdy; – hańbą jest uderzyć słabszego; – złe wyniki w nauce mogą być przyczyną ,,urlopu” aż do bezterminowego urlopu włącznie ( urlop brak możliwości przychodzenia do ogniska); – mało mówcie, więcej róbcie ; – ognisko to nie ochronka- tu pracuje każdy dla siebie i koło siebie; – jak jesteś hrabia- to za swoje pieniądze, (gdy ktoś czegoś nie szanuje lub ma wygórowane oczekiwania); – jeśli chcesz tu przychodzić – musisz stosować się do istniejących tu reguł; – nie bądźcie pętakami, miejcie swój honor i ambicję; – nie znosił dziadek cwaniactwa, mazgajstwa i donosicielstwa, łobuzerstwo tolerował ale jak mówił honorowe; – mówił: bycie biednym to żadna cnota czy przywilej. To stan jak każdy inny. I trzeba bardzo się starać, by z tego stanu wyjść. Nikt w życiu za darmo nic nie daje i nie otrzymuje; – NIC ZA DARMO- ta zasada uczyła dzieci od małego, że nie można ciągle liczyć na wsparcie. Należy przygotować się do tego, że dorosłe życie nie będzie łatwe. Przygotowywał więc ,,Dziadek” swoich chłopców do życia na różne sposoby, poprzez pracę – każdy miał w ,,Ognisku” dyżury, np. przy przygotowaniu posiłków, otwieraniu drzwi, pilnowaniu szatni, sprzątaniu , opieką nad ogniskowymi zwierzętami, robieniu zakupów, starsze dzieci pomagały młodszym w odrabianiu lekcji i generalnie brały za nie odpowiedzialność. To wszystko sprawiało, że oprócz tego, że uczyły się odpowiedzialności , CZUŁY SIĘ RÓWNIEŻ POTRZEBNE. I tym wypełniał wielki pedagog Kazimierz Lisiecki kolejny deficyt jakie te dzieci często wyniosły z domów, którym był brak poczucia własnej godności. On tę godność dzieciom przywracał. Bardzo się starał ,,Dziadek” stworzyć chłopcom atmosferę prawdziwego rodzinnego domu . Pomagali mu w tym wyjątkowi pedagodzy nazywani przez dzieci ,,wujkami” czy ,,ciociami” tacy jak MARIA PILECKA , wdowa po znienawidzonym i zamordowanym przez komunistów wielkim patriocie i niezwykle szlachetnym człowieku Witoldzie Pileckim- oddanym społeczniku ; ,,ochotniku do Auschwitz”; uznanym za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi ruchu oporu podczas II WŚ. Nie mogącą długo znaleźć zatrudnienia z powodu komunistycznych represji Marii Pileckiej, nauczycielki z Kresów nie bał zatrudnić się w 1952r. Kazimierz Lisiecki. I to też jest kolejny dowód na ,,wielkość” tego człowieka. Chłopcy będą później pisać we wspomnieniach: ,,Ciocia Maria była najukochańszą wychowawczynią kilku pokoleń chłopców. Słuchała z uwagą o naszych sukcesach i kłopotach. Chroniła przed surowym ,,Dziadkiem”. ,,Surowy Dziadek” jednak w relacji z wychowawcami oczekiwał od nich przede wszystkim, że naczelną zasadą jaka będzie przyświecała ich pracy będzie ,,DOBRO DZIECKA”. Wychowawcom powtarzał: ,,Tam gdzie zaczyna się krzywda dziecka, tam kończy się moje uznanie dla was”. O samych dzieciach wypowiadał się radząc innym pedagogom ,,Należy dać dziecku wszystko to co jako dorośli powinniśmy im zapewnić a wtedy dziecko będzie dobre. Na pewno dobre”. Tak więc trudno było ,,Dziadkowi” zaakceptować pewne urzędowe nakazy, gdzie wg rozporządzenia miał coś ograniczać dzieciom. Jeżeli miał do wyboru to zawsze wybrał im to LEPSZE łóżko, koc czy obiad. Oszczędności szukał gdzie indziej, ale nie kosztem dziecka. Cały system wychowawczy Kazimierza Lisieckiego, jego nowatorstwo wówczas, opierało się właśnie na tej zasadzie na ,,upodmiotowieniu dziecka”. Rozmawiał z wychowankami jak równy z równym. Na dowód, że poważnie i z szacunkiem ich traktuje, zwracał się do młodzieży per panowie a oni mieli świadomość, że skoro są obdarowywani takim zaufaniem nie mogą go zawieść i stracić HONORU, który co często podkreślał ,,Dziadek” , raz utracony jest nie do odkupienia. To później zaowocowało a ,,Dziadek” zachowywał się wręcz brawurowo sprawdzając efektywność swoich metod wychowawczych. I tak np. dawnemu złodziejaszkowi powierzył kiedyś do pilnowania ogniskowe pieniądze i złodziej pilnował, bo pieniądze były ICH (,,NASZE”)- ogniskowej rodziny jaką się wszyscy czuli. Wielu z nich wychowanych przez ,,Dziadka” w duchu patriotyzmu (w ognisku ,,Praga” działała, np. założona przez innego z uwielbianych i najbardziej uznanych wychowawców ,,Druha Gancarczyka, 83 Warszawska Drużyna Harcerska) dało również największe świadectwo uczestnicząc w Powstaniu Warszawskim. Z drugiej zaś strony obok nakładania pewnych obowiązków dawał ,,Dziadek” swoim ,, Felusiom” ( jak ich czasami pieszczotliwie nazywał) sporo przyjemności. Tak więc przy Ognisku czy to na Środkowej (najstarszym z istniejących), czy na Długiej (zburzonym w czasie Powstania Warszawskiego), czy w Świdrze i gdziekolwiek gdzie tworzył ogniskowe wspólnoty starał się zorganizować dzieciom miejsce, gdzie mogłyby zagrać w piłkę, tenisa. Grano również w szachy, warcaby , ping- ponga, palanta, krykieta. ,,Dziadek” zabraniał tylko gry w karty W praskim ognisku przy ulicy Środkowej 9 za drewnianym, nieco ,,bajkowym” domkiem z okiennicami, istniejącym do dzisiaj, latem chłopcy grali w piłkę a zimą tą samą przestrzeń przygotowywali profesjonalnie, etapami wylewając wodę pod przyszłe lodowisko do gry w hokeja. Sport obok zajęć muzycznych, ciągłego – często patriotycznego śpiewu, to były bardzo ważne elementy ,,ogniskowego wychowania”. W ognisku Praga był pokój muzyczny w którym ,,Stryjek” Jankuszew uczył gry na mandolinie, bałałajce, kontrabasie i akordeonie. Było nawet pianino. Dwoił się ,,Dziadek” i troił, żeby załatwić pieniądze na sześciotygodniowy wakacyjny, letni obóz dla swojej ferajny a bywały to wyjazdy w liczbie od ponad 100 do nawet około 300 podopiecznych w różnych grupach wiekowych. Tam do stałego ,,repertuaru sportowego czy muzycznego” dochodziły nowe dziedziny, w których można było się wykazać. Dochodził np. KONKURS OZDÓB czy KONKURS HYMNÓW poszczególnych grup, ale też można było pojeździć na kajakach. Na Środkowej dzieci wydawały również gazetkę ,,Oczko” , która opisywała aktualne wydarzenia z ogniskowego życia. Pierwszym jej redaktorem był Kazimierz Dąbrowski, późniejszy autor niezwykle ciekawej książki ,,Ogniska Dziadka Lisieckiego” zawierającej oprócz wspomnień wychowanków, artykułów Kazimierza Lisieckiego, również wiele zdjęć ważnych , dotyczących Kazimierza Lisieckiego dokumentów. W ognisku działał również teatrzyk kukiełkowy, który wystartował na przełomie 1939/1940. Wystawiono wówczas Bożonarodzeniową Pastorałkę. Ogniskowy teatrzyk bardzo często występował dla okolicznych mieszkańców Pragi, jeździł gościnnie do dzieci przebywających w szpitalu ,,Dzieciątka Jezus” czy do pacjentów przebywających w Szpitalu Wojskowym, na terenie ówczesnego Ujazdowa. Natomiast umiejętności muzyczne mogły dzieci zaprezentować występując m.in. w Katedrze św. Jana w Warszawie. Tak ich ukochany ,,Dziadek” wprowadzał w społeczeństwo i uczył życia z zasadami i wartościami. Stworzył to co sobie założył kilku- pokoleniową, wielką ogniskową rodzinę, obchodzącą wspólnie Święta, w której pamiętano o imieninach każdego z wychowanków. To rodzinną atmosferę można odczuć spotykając dzisiaj dawnych wychowanków ,,Dziadka” na ich wspólnych, do tej pory organizowanych spotkaniach. Najważniejsze, coroczne spotkanie to Imieniny „Dziadka”, gdzie nie jest żadną przeszkodą brak solenizanta. Starsi już, nobliwi panowie, często dawni dyrektorzy przy kawie i ciastkach wspominają swojego ,,Dziadka” oraz innych wychowawców- ,,Ciocie” ,,Wujków” i ,,Stryjków”, jak dawniej wręczają sobie czekolady z okazji imienin i śpiewają ogniskowe piosenki. Miałam przyjemność uczestniczenia w kilku takich spotkaniach i okazję, by poczuć rodzinną atmosferę ,,Ognisk Dziadka Lisieckiego”. Mam nadzieję, że fenomen ,,Dziadka” i jego niezwykłej, kilku- pokoleniowej ,,Rodziny” udało mi się choć w pewnej części przedstawić w tym artykule.
Lidia Sepełowska
Przywrócić Dzieciństwo Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Ulicy im. Kazimierza Lisieckiego „Dziadka” Stara 4 00-231 Warszawa Nr konta: PKO BP 29 1020 1013 0000 0002 0132 8665